Skontaktuj się z nami!   +48 511 991 135

Billy The Kid, hiphopowy hardcore z Kostaryki – wywiad z Eddy Gamboa


Prawie cały Billy The Kid

Prawie cały Billy The KidOd lat spotykali się regularnie na koncertach – każdy z nich grał w innym zespole. Z czasem postanowili połączyć siły i tak w 2007 roku powstał Billy The Kid. Początkowo grali tylko dla zabawy. Ale kiedy pierwsza płyta “Esta Ciudad Ardera” spotkała się z ogromnym zainteresowaniem, postanowili ruszyć na podbój Europy. Podczas tej trasy ekipa z Kostaryki zawitała również do Polski, gdzie swoim hardcorowo-hiphopowym brzmieniem podbiła serca wrocławskiej i katowickiej publiczności. Ponieważ Kostaryka jest dla Polaków dość egzotycznym miejscem, postanowiłam wypytać wokalistę Eddiego Gamboa o tamtejszą scenę hardcorową i tatuatorską. Wyciągnęłam go na wywiad przed katowickim show. Zapraszam do lektury.

Jesteście po raz pierwszy w Europie. Jak wam się podoba?
Eddy: Nigdy nie wiemy, czego spodziewać się po koncercie. W każdym europejskim mieście, które odwiedzamy podczas tej trasy, jesteśmy pierwszy raz. Nie znamy tutejszej publiczności. Ale okazuje się, że hardcorowcy z Kostaryki i hardcorowcy z Europy są podobni. Bardzo podobało nam się we Wrocławiu. Publika była naprawdę szalona!

Jak się miewa hardcore na Kostaryce?

– W tym momencie mamy na Kostaryce dość dobrą scenę hardcorową i sporo hardcorowych dzieciaków, ale kiedyś było lepiej. Jakieś dwa lata temu ludzie byli bardziej zaangażowani, chętniej chodzili na koncerty. 800 osób na koncercie to był standard. Teraz co rok jest mniej osób. W tym momencie jeśli na

Eddy Gamboa

koncert sprzeda się 200 biletów, to jest dobrze. Nie ma też zbyt wielu klubów, gdzie można grać hardcorowe gigi. Na szczęście mamy kilka stałych miejsc. Jeśli chodzi natomiast o ilość koncertów – średnio co dwa tygodnie organizowane są jakieś hardcorowo-punkowe imprezy. Ale są to głównie koncerty lokalnych zespołów. Staramy się jednak, żeby było lepiej. Bo dobra scena to duża scena. Na Kostarykę przyjeżdża coraz więcej amerykańskich kapel. To na pewno pomaga naszej scenie. Zespoły wyjeżdżają, mówią dobrze o nas, opowiadają innym kapelom i dzięki temu kolejny zespół decyduje się, żeby odwiedzić Kostarykę.

A czemu kostarykańska scena hc ma się gorzej niż kiedyś?
– Kilka lat temu w scenę były zaangażowane zupełnie inne kapele niż dziś, było więcej bandów punkowych, metalowych i hardcorowych. Kiedy myspace zaczął stawać się coraz bardziej popularny, scena zaczęła ewoluować w stronę innych gatunków muzycznych. Teraz na Kostaryce jest coraz więcej imprez z inną muzyką – hip hopem, reggae czy ska.
Dawniej chodziło się na każdy koncert, jaki odbywał się w okolicy. Na hardcorowych gigach byli metalowcy, punkowcy, hardcorowcy, rastamani, skinheadzi. Dziś już tak nie jest. Na hardcorowym koncercie są tylko hardcorowy.

Zdecydowaliście się łączyć hip-hop z hardcorem, żeby zróżnicować swoich słuchaczy?
– Robimy to tylko i wyłącznie dla zabawy. Chcieliśmy zaangażować przyjaciół w to, co robimy. A że nasi przyjaciele to głównie hip-hopowcy, postanowiliśmy spróbować łączyć te dwa gatunki.

Na Kostaryce dominuje hip-hop?
– Hip-hopu jest u nas sporo, więcej niż hardcora, ale najbardziej dominuje muzyka reggae, zresztą jak w całej Ameryce Środkowej.

Jakie hardcorowe kapele z Kostaryki moglibyście polecić Polakom?
– Na pewno xEl Valor De Lucharx. Warto też posłuchać takich kapel jak na przykład Inersia, Crimes, A Sangre Fria czy El Oponente.

Macie jakąś konkretną wiadomość do przekazania swoim słuchaczom?
– Naszymi tekstami chcemy zachęcić ludzi, by cieszyli się życiem, by cieszyli się każdym dniem, spełniali swoje marzenia, cele, walczyli o to, czego pragną, a jednocześnie byli dobrymi osobami i szanowali innych. Życie jest krótkie, warto je wykorzystać i dobrze się bawić. Ale zawsze należy pamiętać o swoich korzeniach, swojej tożsamości i o tym, skąd się pochodzi. Śpiewamy o codzienności, o naszej scenie, o zaangażowaniu w nią, o wyrażaniu siebie poprzez muzykę. Poza tym dużo naszych kawałków mówi o byciu straight edge. My naprawdę w to wierzymy. Dzięki byciu straight edge nie traci się ani momentu ze swojego życia, czuje się mocniej każdą chwilę.

A co z polityką?
– Nie dbamy o politykę. Nie jesteśmy w nią w ogóle zaangażowani. Zostawiamy to innym. Pisząc kawałek, nie chcemy mówić ludziom z Europy czy innej części świata, co powinni robić czy jak wygląda sytuacja w naszym kraju. Robimy muzykę dla zabawy, a nie po to, by kogoś pouczać. Ale nie wiemy, czy na przykład w przyszłości, nie zdecydujemy, że warto poruszyć jakiś polityczny problem.

Jakie będą teksty na kolejne płycie?

– Zaczęliśmy już gromadzić materiał, ale nie wiemy jeszcze, jak będą wyglądać wszystkie kawałki. Na pewno teksty będą bardziej osobiste, oparte na własnych przeżyciach i doświadczeniach.

Życie jest piękne, czyli tatuaż Eddiego na pośladku (własnoręcznie zrobiony)
Życie jest piękne, czyli tatuaż Eddiego na pośladku (własnoręcznie zrobiony)

Kiedy zaczynaliście grać, nie planowaliście europejskich tras, profesjonalnie nagranych płyt. Jednak już po pierwszym krążku zmieniliście plany. Dlaczego?
– Wszystko dzięki naszemu managerowi (który jest Włochem – przyp. red.). Kiedy był w Ameryce Środkowej, trafił przypadkiem na nasz na koncert. Tak się poznaliśmy. Potem był w stałym kontakcie z naszym perkusistą. Kiedyś powiedział mu, że świetnie by było, gdyby mogli nas posłuchać również ludzie z Europy. Tym bardziej, że niewiele kapel z Kostaryki gra w Europie. Poza tym nasz profil na myspace cieszył się sporym zainteresowaniem właśnie wśród ludzi z Europy.
Póki co wszystko idzie świetnie. Odwiedziliśmy już 28 europejskich miast. To długa trasa…

A jak na Kostaryce wygląda scena tatuażu? Macie jakiś swój styl?

– Tatuaż jest u nas bardzo popularny. Jest dużo studiów i tatuatorów, szczególnie w stolicy – San Jose. Ale nie ma jakiegoś konkretnego stylu charakterystycznego dla naszego kraju. Kostarykańczycy inspirują się Stanami Zjednoczonymi i ich kulturą, także tatuatorską – mamy ten sam styl w tatuażu, te same kolory i motywy. Wielu tatuatorów z Kostaryki wyjeżdża do Stanów i do Europy, np. do Hiszpanii, żeby tam się rozwinąć i zarobić pieniądze. Czasem wracają, ale nadal tatuują w stylu, którego nauczyli się np. w Europie. Natomiast ludzie ze sceny hardcore/punk uwielbiają old school i traditional.

OBEJRZYJ ZDJĘCIA Z KATOWICKIEGO KONCERTU ZESPOŁU:

 

Chłopaki mocują się ze spodniami, które okazały się zbyt ciasne

Są na Kostaryce konwencje tatuażu?
– Nie ma. Kiedyś próbowałem zorganizować taką imprezę, ale było to zbyt trudne. Niemożliwe okazało się zebranie wszystkich dobrych artystów, których chciałem zaprosić, w jednym miejscu i czasie. Próbowałem ściągnąć kilku artystów ze Stanów Zjednoczonych, ale trzeba było im zapłacić bilet lotniczy na Kostarykę, hotel, wstęp. Ci ludzie nie są przyzwyczajeni, żeby płacić za siebie podczas tego typu imprez. Dlatego nie udało mi się zorganizować tej konwencji.

Skąd w ogóle taki pomysł? Przecież nawet nie tatuujesz…

– Większość moich przyjaciół jest zaangażowana w scenę tatuażu, ma tatuaże, dlatego chciałem spróbować.

Masz na ciele dużo tatuaży. Kto je robił? Masz jakiegoś ulubionego tatuatora?
– Wszystkie moje tatuaże robiła jedna osoba – Dave Quiggle. To artysta, który współpracuje z Facedown Records i z hardcorowymi kapelami takimi jak na przykład Sick Of It All, Hatebreed czy As I Lay Dying

Rozmawiała Kaśka

Losowe zdjęcia

lizard_man_-_wyamywanie_barkw_20110501_1705476118 apocalyptica_knock_out_festival_krakw_2009_20090713_1734565292 meshuggah_knock_out_festival_krakw_2009_20090713_1843815978 DSC00114 kamil_mocet_terczyski_20111015_1329649870 pawe_gawkowski_panteon_biaystok_20101015_1834460109 DSC0565 different_direction_6_20121109_1984878438 0822-1-dominik