Skontaktuj się z nami!   +48 511 991 135

Nadal czuję się punkowcem – wywiad z Łukaszem “Szyszką” Świerczkiem


cockney szyszka
cockney szyszka
fot. Janek Hubrich

Obcowanie ze skórą jest dla niego pewnego rodzaju religią. Nazywa to zboczeniem zawodowym. Podobnie jak fakt, że idąc ulicą, zwraca uwagę na buty. – Podświadomie, wzrok sam mi do nich ucieka. Muszę po prostu rzucić okiem, kto idzie w jakich butach – wyznaje Łukasz “Szyszka” Świerczek, który 17 lat temu uszył własnoręcznie pierwszą parę glanów. Rozmawiamy z właścicielem firmy Cockney, krakowskim punkowcem, który postanowił zostać szewcem.

Skąd wiedziałeś, jak się robi buty?
Byłem z zawodu szewcem, skończyłem szkołę obuwniczą. Wiedziałem, co robię. Pierwszą parę – zieloną zrobiłem dla kumpla, drugą – czerwoną dla siebie. Na rynku brakowało wtedy kolorowych butów. Nawet Martensy, oprócz czarnych kolorów miały tylko jakieś brązy czy bordo. Wszystkie modele klasyczne i standardowe. Był kłopot z butami powyżej dziesiątek.

Byłeś zadowolony z pierwszej pary?
Wyszło w porządku. Kumpel chodził tych butach parę lat. Nie wiem, czy jeszcze nie ma ich gdzieś w szafie.
Nie sądziłem wtedy, że będę to robił zawodowo. Jak zrobiłem te dwie pierwsze pary, okazało się jednak, że więcej kolegów chciało takie buty. Wtedy pomyślałem, że może warto zrobić coś na większą skalę. To było dobre posunięcie. Zawsze miałem problem, żeby wstawać do pracy na określoną godzinę i

cockney
fot. Janek Hubrich

marzyłem, żeby robić coś swojego, co się rozwinie w naturalny sposób. Moment, w którym jestem teraz, jest naturalną konsekwencją uporu i dążenia do tego, żeby coś robić samemu.

Ile par butów zrobiłeś przez te 17 lat?
Myślę, że będzie ponad 10 tys. par. Robimy ok. 50 par miesięcznie.

Skąd brałeś kolorowe skóry?
Do teraz barwimy je własnoręcznie. Nie używamy lakierów tylko barwniki. Dzięki  temu kolory, które mamy w ofercie, nie są plastikowe. Jest widoczna naturalna struktura skóry.

Można zamówić u was jakiś wzór, którego nie macie w stałej ofercie, np. glany w czaszki?
Zdarzają się takie zamówienia, choć dziś mniej ludzi szuka indywidualnych wzorów. Częściej robimy wytłoczenia na skórach. Ale mogę oczywiście zaprojektować całkiem nowy wzór pod klienta. To wiąże się jednak z nadrukami na skórze i większymi kosztami. Trzeba przygotować matryce z każdego wzoru. Niestety, brakuje mi czasu na takie rzeczy. Myślałem np. nad motywami Gigera na butach, ale na razie nie zrealizowałem tego pomysłu.

SZYSZKA I BUTY COCKNEY – GALERIA:

Każdy but powstaje na indywidualne zamówienie?
Tak.

cockney
fot. Janek Hubrich

Od 17 lat robisz buty ręcznie. Nie myślałeś o przejściu na maszynową produkcję?
Jesteśmy manufakturą i chcę żeby tak pozostało. Bardzo ważny jest dla mnie kontakt z klientem. Dzięki temu rodzi się między nami nić porozumienia.

Jak firma robiąca ręczne obuwie odnajduje się na rynku wśród sprowadzanych masowo butów z Chin?
Bycie manufakturą ma swoje plusy i minusy. Ale moim zdaniem tylko manufaktury mają w Europie przyszłość. Byłbym w zupełnie innym miejscu, gdybym się zajmował tym, czym się zajmuję, w innym kraju, np. we Francji. Tam najbardziej docenia się produkty rękodzielnicze.

A jaki wpływ na waszą firmę ma to, że w sieciówkach widać dziś modę na punkowe rzeczy?
Tak naprawdę styl punkowy jest obecny w modzie od dobrych paru lat. Ale manufaktury i firmy rękodzielnicze nie są w stanie trafić do masowego odbiorcy. Z drugiej strony przy manufakturze zawsze będzie grupa klientów, zainteresowana danym produktem. Moda czy nie moda nie ma tu większego znaczenia.

Skąd się bierze twoim zdaniem ta punkowa moda?
Muzyka i styl punkowy odbija się teraz szerokim echem w sztuce i w mediach. W radiu są obecne zespoły punkowe czy postpunkowe, związane z końcem lat 70. i 80. Kiedyś tak nie było. W tym momencie pracują w radiu ludzie, którzy kiedyś byli związani ze sceną. Podobnie w innych mediach, teatrach czy produkcjach filmowych. To echo tego, co było kiedyś. Może to samo objawia się w modzie? Ludzie, którzy wcześniej byli związani z działaniami punkowymi, teraz pracują w tej branży?

cockney
fot. Janek Hubrich

A odczułeś w swojej branży kryzys na scenie hc/punk?
Pod koniec lat 80-tych było mnóstwo młodych ludzi na scenie. Co parę lat część się wykruszała. Z czasem procent ludzi, którzy odpływali był coraz niższy. Obecnie jest garstka ludzi, którzy próbują coś robić i regularnie chodzą na koncerty. Niezaprzeczalnie starzejemy się jako subkultura. Patrząc na średnią wieku na koncercie, dostrzegam, że jest ona duża wyższa niż kiedyś. Nie mówię tu o młodym narybku postpunkowym, ale o naszej rodzimej scenie hardcore/punk. Ale nadal sporo osób ze sceny się u nas zaopatruje w buty. Również ze środowiska metalowego czy gotyckiego. Choć nie da się ukryć, że pod koniec lat 90. więcej osób chodziło w glanach niż teraz. Były one butami całorocznymi, dziś są obuwiem bardziej sezonowym.

A jak się miewa dziś krakowska scena hc/punk? Nadal czujesz się jej częścią?
Scena krakowska była kiedyś bardziej zjednoczona. Na koncerty jeździła zawsze cała załoga. Teraz towarzystwo jest bardziej podzielone. Ja jestem nadal na scenie, bo wciąż interesuję się muzyką. Bywam na koncertach, kolekcjonuję płyty i realizuję siebie przez to, co robię. A robię to, co kocham robić i co chciałbym robić. To się w 100 proc. wpisuje w klimat DIY i kreacji samego siebie. Jak najbardziej czuję się nadal punkowcem.
Ale co tak naprawdę znaczy „być punkowcem” w XXI wieku? Łamać wszystkie konwenanse i szokować, jak w latach 70. czy 80.? Nie, bo nie ma to już znaczenia. Wszystko już zostało złamane. Obecnie jest to bardziej sposób myślenia, sposób na życie i wspólna klamra w sensie muzyki i szeroko pojętego rock’n’rolla.

To pewnie tym bardziej cieszy cię, że Lech Kowalski, reżyser obrazu o działalności Cockney – „Boot Factory”, powiedział, że zrobiliście to, co Sex Pistols, gdyby robili buty nie muzykę.
To porównanie łechta moją próżność. Lech Kowalski ma w dorobku filmy o trzech najważniejszych ikonach punkrocka: trasie koncertowej Sex Pistols po Stanach, Dee Dee Ramone i Johnnym Thundersie z New York Dolls. To, że użył takiego porównania jest dla mnie niesamowite.
Zrobił o nas film, kiedy pierwszy raz przyjechał do Polski ze swoimi filmami na przegląd do kina Mikro. Tam się poznaliśmy i od razu poszliśmy razem na imprezę. Od tego momentu zaczął kręcić „Boot Factory”.

cockney
fot. Janek Hubrich

Sporo wtedy imprezowaliście. Trudno było to pogodzić z pracą?
Nie łatwo!

Więc jak się to udawało?
Według powiedzenia “punk rock to nie rurki z kremem”.

Zaczynałeś robić buty sam. Ile osób teraz tworzy firmę Cockney?
Teraz pracujemy w trójkę. Jest nas trochę więcej w sezonie, czyli np. jesienią, kiedy jest sporo zamówień.

Ile trwa zrobienie jednej pary?
Jedna osoba robi jedną parę jakieś osiem godzin. Tyle trwa proces produkcyjny. Ale dłużej siedzi się nad projektowaniem.

Twoje buty są robione z prawdziwej skóry. Myślałeś, żeby robić też glany wegańskie?

Będą dostępne od jesieni. Kłopot ze sztuczną skórą polega na tym, że nie można jej farbować, trzeba kupić gotową. Dlatego na razie będziemy mieć tylko czarne. Zobaczymy, jak się potoczą sprawy z tymi wegańskimi butami. Nie wiem, czy weganie nie będą mieć problemu z tym, że nasza firma robi głównie buty z prawdziwej skóry. Ale ja rozczulam się dotykając skórę, a nie produkt skóropodobny. Mam pierdolca na punkcie skóry. Obcowanie z nią jest dla mnie pewnego rodzaju religią. To moje zboczenie zawodowe. Jak to, że idąc drogą, zwracam uwagę na buty.

Czy czasem inspirują cie buty, które widzisz na ulicy?
Czasem tak. Wzrok sam mi do nich ucieka. Czasem muszę po prostu rzucić okiem, kto jest w jakich butach. Ale nie zawsze to analizuję.

cockney
fot. Janek Hubrich

Ludzie noszą ciekawe buty?
Faceci praktycznie nie. Obowiązuje wśród nich tzw. cygański szczur. Rzadko kiedy zdarza się, żeby facet ubierający się w tradycyjnym stylu, miał ciekawe buty na nogach. Z tego co wiem, styliści są podobnego zdania. Z kobietami jest dużo lepiej. Kupują dużo butów. Fajne kobiece buty widać na ulicy.

Obuwie, które widzisz na ulicy, jest odważne?
Jest na pewno lepiej niż było kiedyś. Od trzech lat mieszkam na Śląsku. W Krakowie jest lepiej niż tam. Nosi się buty odważniejsze, bardziej kolorowe. To chyba domena metropolii.

A ty nosisz swoje buty?
Szewc bez butów chodzi. Mam tylko dwie swoje pary. Bardzo lubię mokasyny.

Sandały Cockney masz?
Nie lubię chodzić w sandałach.

A trampki?
Chodzę w Conversach.

A twoja żona chodzi w butach Cockney?

Czasem chodzi w moich, ale ma też dużo szpilek.

Jakich miałeś znanych klientów?
W glanach Cockney chodzi Litza, chłopaki z Dżemu czy Sebastian z W11. Przez parę miesięcy w naszych butach występował Szymon Majewski. Czasem teatry krakowskie, np. Teatr Stary, biorą od nas buty. Są zawsze robione pod konkretny spektakl.

Da się wyżyć z robienia glanów?
Da się, ale konieczny jest niesamowity upór i konsekwencja. Niczego nie da się zrobić z dnia na dzień. Tylko osoby, które kochają to, co robią, są w stanie przetrwać trudne chwile. Polska nie daje żadnych możliwości, żeby ci było łatwiej. Całe życie masz kłody pod nogami.

Rozmawiała Katarzyna Ponikowska

Zdjęcia Janek Hubrich (więcej jego zdjęć można zobaczyć na BLOGU)

Buty Cockney zobacz TU

   

Losowe zdjęcia

pawe_wyrbiak_3rd_eye_tattoo_grudzidz_20120501_1509145335 hell_on_earth_tour_2009_rotunda_krakw_20090910_1861334919 transilvania_tattoo_expo_2009_20090617_1271629033 workhouse_olsztyn_20101031_1387484108 deadi_-_9th_circle_tattoo_20090917_1282375901 tattoo_festival_d_2010_20100222_2090681979 pain_runs_deep_20091019_1750204647 22448487_1459591504131329_1724799909849050597_n warsztat_1305-83-of-105