Skontaktuj się z nami!   +48 511 991 135

Body Art Convention 2011 okiem organizatora [relacja i zdjęcia]


Nieprzespane noce, bolący kręgosłup, dzwoniący non stop telefon, tysiące pytań, na które trzeba znać odpowiedź i problemy, które pojawiają się znikąd, a ty musisz jak najszybciej znaleźć rozwiązanie. Do tego nie masz czasu zjeść, napić się i usiąść. Organizacja konwencji tatuażu nie jest łatwa. Przekonaliśmy się o tym na własnej skórze. Jednak satysfakcja z wykonanego zadania nie da się porównać z niczym innym!


„Nareszcie koniec” – pomyślałam podczas koncertu Vienio & Way Side Crew, który był ostatnią atrakcją listopadowej imprezy tatuatorskiej Body Art Convention. To była jednocześnie jedyna rzecz, jaką udało mi się zobaczyć na scenie podczas całego weekendu. A i tak nie w całości, bo trzeba było pakować rzeczy, by na czas opuścić sale Pałacu Kultury i Nauki.

Sobota, godzina 1 w nocy. Jedziemy do Pałacu. Przeraża mnie monumentalność budynku, do którego się zbliżamy. Tym razem patrzę ze strachem na pięknie oświetlony kolos i zastanawiam się, czy przetrwam dwa najbliższe dni. Zżera mnie stres. Nie wiem, czy sobie poradzę.
Parkujemy na dziedzińcu pod rampą. Zaraz za nami podjeżdżają ciężarówki. Ekipa kilkunastu facetów wyładowuje elementy, które wkrótce złożą się w boksy. Są też stoły, krzesła, drabiny, wykładziny… Myślę sobie: „to ogromne przedsięwzięcie…” Ta myśl przeraża mnie jeszcze bardziej…
Dużą windą towarową wjeżdżamy po kolei na czwarte piętro. PKiN rzeczywiście jest pałacem. Puste sale robią  wrażenie! Ogromne, stylowe żyrandole, kolumny, zdobione sufity dają poczucie przepychu i wyjątkowości.
Z godziny na godzinę pusta przestrzeń zapełnia się boksami… Noc mija spokojnie. Pracownicy są przygotowani, mają plany i wiedzą, co gdzie ma stać. Czasem tylko wprowadzamy niewielkie poprawki… W międzyczasie urządzamy się na zapleczu. W oka mgnieniu zapełniamy dwa pomieszczenia. Musimy mieć tam wszystko, co potrzebne. Żeby nie było niespodzianek! Czas mija spokojnie, nawet leniwie… Stres jednak coraz większy… Nawet nie ma kiedy się przespać. Zresztą nawet jakby było, czy zdołałabym zasnąć? Wątpię!

 

 

Godzina 7.55. Pojawiają się pierwsi wystawcy i zaczynają się pierwsze problemy. Z każdą chwilą jest ich coraz więcej. Ci mają za mały boks, tamci potrzebują dwóch dodatkowych krzeseł, jeszcze inni wolą stół prostokątny nie kwadratowy. Tu nie ma prądu w gniazdku, a tu brakuje kosza. Tu techniczni pytają o rzutnik, a tam o nagłośnienie. Trzeba wszystkim rozdać ręczniki jednorazowe, folie czy wodę destylowaną. A tam znów potrzebne stoły… I krzesła… I tak przez kilka godzin. Już się nie stresuję. Nie mam na to czasu. Nim zdążę się obejrzeć, jest godzina 11. Pod drzwiami gromadzą się odwiedzający. Ochrona pyta, czy wpuszczać ludzi. Próbuję ogarnąć osoby na bramkę… Udało się! Pierwsi odwiedzający wchodzą do wnętrz pałacu przed godziną 12. Postanawiamy nie trzymać ich dłużej pod drzwiami. A ja znów szukam stołów i krzeseł… Jedno wiem na pewno, stołów i krzeseł nigdy na konwencji za wiele. Wystawców trzeba też nakarmić i napoić. A kuponów nie ma. Wreszcie mam kupony na piwo… Biegnę je rozdać! O, mam też kupony na jedzenie! Mknę z dobrą nowiną do wystawców. Znów runda wokół boksów! A trzeba przecież ogarnąć też to, co na scenie, szczególnie konkursy – trzeba wydrukować numerki dla modeli, zająć się jury, zadbać o nagrody… Muszę też koordynować to, co dzieje się na sali i na bieżąco przekazywać informacje prowadzącemu, żeby mógł informować odwiedzających o atrakcjach. Szaleństwo! W międzyczasie nie możemy zapomnieć o sali seminaryjnej. Ktoś pyta o rzutnik, ktoś inny o dodatkowy stół. Stoły przyprawiają mnie w ten weekend o zawrót głowy. Zapomnieliśmy  oznaczyć salę seminaryjną… Trudno! Nie ma na to czasu! Zostanie oznaczona dopiero następnego dnia… Na dodatek odwiedzający urządzili sobie palarnię w sali cateringowej, gdzie palić nie wolno. Dym unosi się powoli w stronę boksów. Przestaje być przyjemnie. Trzeba temu zaradzić… Udało się! Palenie jest już tylko na zewnątrz.
Dodatkowo przez imprezę przewija się masa mediów. Proszą o wywiady, komentarze. A ja nie mam nawet czasu porozmawiać z dziennikarką z Polskiej Agencji Prasowej… Dobrze, że jest Ernest, który mimo że też ogarnia organizacyjnie całą imprezę, udziela się również medialnie. Został nawet w pewnym momencie konferansjerem. Tymczasem na bramce zabrakło opasek. Trzeba donieść zapas. Patrzę na drzwi – kolejka kilkunastu osób! „To chyba sukces” – myślę i biegnę dalej… Tak mija cały dzień…
Dopiero późnym popołudniem mam czas na chwilę refleksji. Nie czuję nóg, boli mnie kręgosłup od ciągłego biegania,  mam wszystkiego dość, ale zaczynam się zastanawiać, jak minął dzień. Opinie są niezwykle pozytywne. I okazuje się, że na imprezie wytworzył się bardzo pozytywny, rodzinny klimat. To bardzo cieszy!
Na konwencyjnym afterze pojawiam się tylko na chwilę. Wypijam kilka piw ze znajomymi i idę spać. Nie mam sił na imprezowanie…

Niedziela, godz. 7. Stawiamy się w Pałacu na nagranie do „Kawy czy Herbaty”. Relacja na żywo. Jest spokojnie… Koło 11 na nowo zaczyna się szaleństwo! I drugi dzień upływa podobnie. Dokładnie te same problemy, co dnia pierwszego. Tylko stołami już jest każdy nasycony… Kolejny dzień mija niczym chwila.
O atrakcjach pisać nie będę, bo ich nie widziałam. Nim się obejrzę, boksy zaczynają pustoszeć. Tatuatorzy i piercerzy po kolei pakują manatki i opuszczają Pałac. Co dla mnie najważniejsze, są zadowoleni! To największy sukces, jaki mogliśmy osiągnąć. Tym bardziej, że część tatuatorów podchodziła bardzo sceptycznie do imprezy. Nie wszyscy wierzyli, że damy rady. Słyszeliśmy opinie, że to się nie uda, że będzie klapa. Pojawiały się głosy, że nie ogarniemy z Krakowa tak dużej imprezy… Warszawiacy nam nie ufali. Słyszeliśmy opinie, że wchodzimy na nie swoje podwórko…

 

Opinie wystawców, którzy opuszczali Pałac były jednak tak pozytywne, że wynagrodziły mi cały trud. Gratulacje, podziękowania i rodzinna, pozytywna atmosfera, która wytworzyła się podczas imprezy nie wiadomo skąd, to chyba największy sukces. Nie tylko konwencyjnego weekendu, ale miesięcy przygotowań i stresu. Było ciężko, szczególnie kiedy z organizacji wycofały się warszawskie firmy i na dwa miesiące przed imprezą zostaliśmy ze wszystkim sami… Nagle okazało się, że wiele rzeczy, które miały być załatwione, utknęło w miejscu… Stanęliśmy wtedy przed wyborem – poddajemy się i rezygnujemy z imprezy, oddajemy kasę wystawcom, przyznajemy się, że nas to przerosło czy wręcz przeciwnie – idziemy dalej, rzucamy się na głęboką wodę (to była pierwsza konwencja, którą organizowaliśmy), stawiamy czoła przeciwnościom i ogarniamy imprezę z Krakowa. Oczywiście wybraliśmy to drugie. W kilka osób w dwa miesiące musieliśmy nadrobić stracony czas. Przez to podczas imprezy była masa niedociągnięć – za mało stołów czy krzeseł, za mało obsługi, fatalny catering i masa niedopracowanych szczegółów jak kiepskie oznakowanie sali seminaryjnej, brak zapowiedzi niektórych wydarzeń na scenie czy ogólny chaos organizacyjny. Mieliśmy chwile załamania… Ale było warto! Chociażby po to, żeby udowodnić, że dzięki pasji można podołać nawet największym wyzwaniom.

Chcieliśmy, żeby Body Art Convention był konwencją inną niż wszystkie imprezy tatuatorskie w Polsce. Założyliśmy sobie dwie rzeczy. Po pierwsze, miała to być impreza nie tylko wystawowa, ale też edukacyjna. Dlatego duży nacisk położyliśmy na seminaria i wykłady. Nie do końca wyszło to tak, jak chcieliśmy, bo niestety tatuatorzy w Polsce niezbyt chętnie dzielą się swoją wiedzą. Seminariów można było zrobić więcej. Ale i tak, to co udało nam się zorganizować okazało się sporym sukcesem. Wyróżnieniem był mail, od organizatorów workshopów na konwencji w Berlinie, ze słowami uznania, że wreszcie ktoś w Polsce za to wziął. W tym roku na pewno część seminaryjna będzie w Warszawie o wiele lepiej rozwinięta. Po minionej imprezie widać, że Polacy chcą się uczyć! Drugim naszym założeniem było to, żeby ściągnąć do PKiN nie tylko tatuatorów i ludzi lubiących tatuaże, ale także osoby przypadkowe. Chcieliśmy, żeby przykładowo, na imprezę przyszła mama z dzieckiem czy starszy pan po to, żeby zobaczyć, co to jest tak naprawdę tatuaż. Ludzie zupełnie niezwiązani z tą branżą. I to również się udało. Pojawiło się mnóstwo takich ludzi. Mam nadzieję, że dzięki nam oswoili się z tatuażem i docenili jego wartość artystyczną.

Przez dwa dni w Pałacu Kultury i Nauki pojawiło się około trzy tysiące osób – wystawców, odwiedzających i przedstawicieli mediów. Zainteresowały się nami między innymi TVP1, TVP Info, Rebel.tv, telewizyjny „Kurier Warszawski”, TVN24, Antyradio, Superstacja, Czwórka Polskiego Radia, radio Planeta.fm, Radio Zet, „Super Express”, portal Moje Miasto Warszawa, telewizja studencka Univerek.tv, Polska Agencja Prasowa, portal wiadomości24.pl, tygodnik „Przegląd”, „Tatuaż – Ciało i Sztuka”. W stolicy pojawiły się również przedstawiciele prasy zagranicznej – „Tattoo Revolution Magazine”, „Pin-Up America” i „Pin-Up Magazine” czy białoruska telewizja Belsat.tv.

Obecnie trwają przygotowania do drugiej edycji imprezy. Staramy się, żeby tym razem wszystko było dopięte na ostatni guzik. Do zobaczenia jesienią w PKiN!

KaśkaHCT

* Organizatorem imprezy jest portal Hardcore Tattoo z siedzibą w Krakowie. Konwencja nie odbyłaby się jednak, gdyby nie osoby, które pomagały nam ogarnąć wydarzenie w pamiętny weekend – 12 i 13 listopada 2011 roku. I tu jeszcze raz muszę podziękować Dominice, Piotrkowi, Rafałowi, Marzenie, Ani, Robertowi, Izie i Jarkowi.

Zobacz filmy z konwencji na naszym kanale youtube.com: http://www.youtube.com/user/hardcoretattoopl      

Losowe zdjęcia

hell_on_earth_tour_2009_rotunda_krakw_20090910_1492232581 hell_on_earth_tour_2009_rotunda_krakw_20090910_1610532822 tattoo_konwent_pozna_2010_-_zdjcia_sytuacyjne_20101015_1178276647 suspension_krakw_underworld_21_czerwca_2009_20090701_1575904826 hoods_hard_work_hndm_21_sierpnia_2009_krakw_20090822_1096774768 mania_tatuowania_krakw_2010_20100907_1736107840 endless_desire_20100716_1160695815 ignite_persistence_tour_drezno_2009_20091209_1419095343 london_tattoo_convention_2009_28_20091025_1168073218