„Trans. Wyznania anarchistki, która zdradziła punk rocka” to nie tylko książka o dysforii, zaburzeniach tożsamości płciowej i procesie tranzycji (korekcie płci). To głębokie przemyślenia o poszukiwaniu samego siebie, o walce ze sobą i z tym, jak postrzega cię otoczenie, ale to także opowieść będąca chwilami rozliczeniem ze sceną punk rockową. (więcej…)
Kategoria: Recenzje
„Dzika rzecz” to podróż trwająca 400 stron, którą rozpoczynamy wraz z pierwszymi zdaniami książki. Podróż w przeszłość, nie tylko muzyczną. Któż z nas nie pamięta bowiem bazaru u podnóża Pałacu Kultury i Nauki? Starych rozpadających się bud i straganów? Jednak kiedyś to było „coś”! Szczególnie jak się pochodziło z małego miasteczka, a do stolicy przyjeżdżało od tzw. święta. Tenże bazar stał się symbolem transformacji, symbolem przełomu, symbolem zmian. Zmian, które zapoczątkowały m.in. ciekawe zjawiska artystyczne w polskim undergroundzie. Transformacji, która miała miejsce na przełomie lat 80-tych i 90-tych, a dokładnie w latach 1989-1993. (więcej…)
Od razu na wstępie zaznaczę, że do zespołu Ballkick mam ogromny sentyment, bo lubię chłopaków prywatnie, co może mieć wpływ na mocno subiektywne postrzeganie tej płyty. Choć z drugiej strony, każda recenzja jest przecież subiektywna. Tym się w końcu charakteryzuje ta forma wypowiedzi. A więc do rzeczy! Miałam okazję poznać Ballkicków przy okazji wypadu do Londynu z zespołem Hard Work. Wtedy też po raz pierwszy usłyszałam ich na scenie. I od razu mi się spodobało to, co grają i jak to robią. Nie mogłam się doczekać, żeby usłyszeć ich kawałki w wersji studyjnej. Nie zawiodłam się. (więcej…)
O istnieniu Boruty wiedzą tylko członkowie zespołu, ich rodzice i niżej podpisany autor recenzji. Chłopaki z Białej Podlaskiej zagrali niby kilka gigów, między innymi ze Schizmą, Faust Again i Drown My Day, ale istnieją głównie w internecie, gdzie udostępnili do pobrania swoje najnowsze EP „We Are All Cursed”. To właśnie w wirtualnym świecie dopieszczają swój wizerunek – mają konkretne logo, kozackie okładki dotychczasowych dwóch epek, pro-fotki. Nawet klip nakręcili! Sęk w tym, że za wegetowanie w eterze nie zbiorą oklasków, a jedynie kilka komentarzy na forum.
Born Anew należy do wąskiego grona polskich kapel, którym mocno kibicuję. Mają pomysł na granie i nie kopiują kolejnego ansamblu, który, tak swoją drogą, najprawdopodobniej również będzie czyjąś kalką. Jeśli już od kogoś zrzynają, to przetwarzają to na swoją modłę. Rozpoznam ich wyrwany ze snu – co jest, na tle zdecydowanej większości rodzimych załóg, nie lada osiągnięciem. Lubię Born Anew, naprawdę za nimi przepadam! To chyba ta sympatia wpłynęła na moje rozczarowanie ich nowym EP – „Logout”.
Najprościej jest określić coś mianem gówno. Jako recenzent zacieram rączki – sens słowa „gówno” zawieram w zdaniu, parafrazuję je x razy, a na koniec oceniam czyjeś starania na jedynkę albo ironicznie, na zachętę, na jedynkę z plusem. Wymarzony scenariusz. Jak każdy prawdziwy Polak lubię wyrażać opinie na temat rzeczy, których nie lubię. No Time To Waste miało być idealną ofiarą, bo grają coś, czego nie lubię: niby-hardcora. Krążek ląduje w odtwarzaczu, zaczyna się kręcić, uszy zalewa pierwsza fala dźwięku… I cały scenariusz psu w dupę.
Na przełomie 2001/2002 roku warszawski zespół Coalition swoją debiutancką płytą „Coalition” powalił na kolana praktycznie całą hardcorową scenę w Polsce. Zespół wniósł spore ożywienie w szeregi polskiego hardcora i szybko został okrzyknięty „prawdziwym objawieniem ostatnich lat na polskiej scenie hardcore/punk”. Niecała dekadę po tych wydarzeniach Spook Records robi ukłon w kierunku zespołu i jego wiernych zwolenników w postaci specjalnego wydawnictwa. Album „Archiwum” zawiera materiał z debiutu „Coalition”, który od kilku lat nie był już nigdzie dostępny.
Nie chcę zostać sklasyfikowany jako kretyn, więc na wstępie zaznaczę, że wielkim znawcą rapu jako takiego, a już tym bardziej polskiego, nigdy nie byłem. Słucham tego, co uznam za przyjemne dla odmiany, traktuję to jako odskocznię od łomotu. Ale do rzeczy! Ubiegłoroczna solówka Vienia „Etos 2010” mi się zwyczajnie nie podoba. Dobrze, że album odszedł w moją niepamięć, bo inaczej ominąłbym nagrany wraz z Way Side Crew „Wspólny Mianownik” szerokim łukiem, czego bym później nawet trochę żałował.
Całkiem niedawno ukazał się 3-way split z udziałem warszawskiego Nothing Between Us. Tonedown (Berlin) i Broken Fist (Moskwa) – kapele dzielące wydawnictwo z warszawiakami nie są może towarzystwem na miarę tego z materiałów Sunrise/Liar czy Schizma/L’Esprit Du Clan, ale trzeba mieć na uwadze fakt krótkiego stażu polskiej załogi. Wydanie wspomnianego kolektywnego krążka stanowi idealny pretekst do zbadania „wypocin” stołecznego NBU, które swoje trzy grosze dorzucone do splita postanowiło udostępnić w internecie jako pięcioutworowe EP pod tytułem „Lions Among Snakes”.
„Zbliżała się 25. rocznica powstania Dezertera. Aż nie chciało mi się wierzyć, że tyle czasu zajmuję się muzyką. Gdyby ktoś mnie spytał przed rokiem ’81, czy jestem w stanie nauczyć się grać na perkusji i robić to przez tyle lat, pewnie bym kogoś takiego wyśmiał…” W tym roku mija już 30-lecie istnienia Dezertera. Przez tyle lat trochę ciekawych historii się nazbierało. Nie są to opowieści o imprezach, alkoholu, narkotykach i seksie. Dezerter był i jest zespołem zaangażowanym w to co robił i dość konsekwentnym w działaniu. I właśnie to pokazuje książka Krzysztofa Grabowskiego „Dezerter – poroniona generacja”.