Kojarzony przede wszystkim jako basista i współzałożyciel amerykańskiej kapeli hardcore Walls Of Jericho. Od lat wierny ideałom straight edge. W przeszłości związany również z takimi kapelami jak Universal Stomp czy It’s All Gone To Hell. Muzykę wpisaną ma w krew, podobnie jak zamiłowanie do tatuażu – swojej drugiej pasji. Aaron Ruby, bo o nim mowa, na co dzień pracujący w Eternal Tattoos/Livonia, Michigan, mimo długiego stażu na scenie tatuatorskiej nie jest jednak dość łatwo rozpoznawalną „marką”. Uczestnictwem w ubiegłorocznej, 23. edycji Berlin Tattoo Convention postanowił przypomnieć o swojej osobie, zapowiadając już kolejne wizyty na Starym Kontynencie podczas zbliżających się wakacji. O upodobaniach zawodowych, zespołowych ciekawostkach i zajęciach w wolnym czasie rozmawiamy zwięźle i na temat.
Powiedz, skąd w ogóle zainteresowanie tatuażem? Jak to się zaczęło w Twoim przypadku i kiedy przyszły poważne decyzje?
Tatuować zacząłem w 1997 roku. W tym czasie rysowałem już dla przyjaciół. Miałem dobrego kumpla, który przyjaźnił się z właścicielem studia i przekonał go, by dać mi szansę. Artystą jestem od dziecka, więc załapałem to bardzo szybko.
W jakim kierunku chcesz się rozwijać? W których stylach się odnajdujesz, a których starasz się unikać?
Lubię większość z nich, choć preferuję szczegółowe, realistyczne dzieła. Nie jestem wielkim zwolennikiem tradycyjnych prac, lubię je, ale po prostu się nimi nie zajmuję.
Sam na skórze masz prace utrzymane w szarej tonacji, ale łapiąc za maszynkę operujesz również kolorami. Masz jakieś preferencje odnośnie tej kwestii?
Lubię pracować w obydwu, zarówno w kolorze jak i w szarościach.
A jak wygląda proces tworzenia projektu? Masz wolną rękę w realizacji własnych wizji czy klienci ograniczają ci raczej pole manewru?
Jestem bardzo szczęśliwy, mając klientów, którzy pozwalają mi swobodnie interpretować ich wizje.
Obecnie związany jesteś z Eternal Tattoos. Odpowiada Ci praca w tym systemie? Nie zastanawiałeś się może nad własną, indywidualną działalnością?
Podoba mi się tutaj. Rozmyślam nad własnym miejscem pewnego dnia, ale kto wie?
W ubiegłym roku byłeś gościem berlińskiej konwencji. Często bierzesz udział w takich imprezach lub innych guest spotach, szczególnie po drugiej stronie Atlantyku?
Mam za sobą wiele konwencji, ale nigdy wcześniej za oceanem. Minęło dość dużo czasu, od kiedy byłem na mojej ostatniej tego typu imprezie. To było w 2004 roku. Berlin z powrotem przywrócił mnie do gry. Podczas tych wakacjach planuję wrócić też na guest spoty.
Jaka jest twoja opinia na temat europejskiej sceny? Co przykuwa twoją uwagę i jak to wygląda w Stanach? Masz ulubionych tatuatorów?
Czuję, że do Europy lepiej pasuję. Realizm jest tutaj dużo bardziej popularny. U nas króluje raczej tradycyjny styl tatuatorski. Choć jest też w Stanach wielu świetnych artystów wykonujących tatuaż realistyczny. Kocham Boba Tyrrella, Nicka Baxtera, Henry’ego Lewisa i mojego dobrego przyjaciela, Jay’a Wheelera. W Europie naprawdę cenię Floriana Karga i Andy’ego Engela.
Włączając do tego muzykę, wszystko to zajmuje ci sporo czasu. Znajdujesz poza tym chwilę na realizowanie się w innych dziedzinach twórczości plastycznej? A może masz dodatkowo całkiem inne zainteresowania?
Lubię również tworzyć prace dla siebie. Ponadto dobrze bawię się budowaniem samochodów. Większość czasu spędzam z żoną i dwójką dzieci.
Artworki do albumów „The Bound Feed The Gagged” i „With Devils Amongst Us All” są twojego autorstwa. Gest w stronę zespołu czy może podejmujesz się także tego typu zadań?
Jest to po prostu część procesu twórczego. Przede wszystkim cieszę się ich robieniem.
Bardzo ładnym powiązaniem jest również sam tatuaż. Candace i Dustin [członkowie zespołu WOJ – przyp. red.] zaufali Ci w tej kwestii.
To zabawne, ale choć tak dużo ze sobą przebywamy, bardzo ciężko znaleźć czas na tatuowanie kumpli z zespołu.
Tatuaże na twoim ciele, szczególnie ten na plecach, robią duże wrażenie. Choć wbrew pozorom nie jesteś najbardziej wytatuowanym członkiem załogi. Masz jeszcze jakieś pomysły na nowe dziary?
Pomysły mam cały czas. Ale znalezienie czasu na zrobienie tatuażu jest problemem. W tym roku mam dla siebie kilka terminów.
Zauważyłem, że na scenie często występujesz w koszulce z logo „xFORTRESSx”. Co to jest?
„xFORTRESSx” to mała rzecz, którą zapoczątkowałem z kilkoma przyjaciółmi straight edge. Po prostu zbieramy się razem i wykonujemy alternatywne ćwiczenia. Żadne siłownie. Robimy na przykład takie rzeczy, jak przenoszenie drewnianych kłód podczas biegu szlakami, bieganie z ciężarami i oponami po wzgórzach, przeciąganie linami masywnych rzeczy czy przepychanie samochodów. Po prostu zabawny sposób na zachowanie sprawności fizycznej. Niektórzy są z innych zespołów, więc istnieją szanse, że pewnego dnia zakończy się to nową kapelą.
Powiedz zatem, jakie masz plany na przyszłość? Czego oczekujesz jako tatuator?
Nie wiem. Chciałbym wciąż rozwijać się jako artysta. Podoba mi się pomysł uderzenia jeszcze na kilka konwencji za oceanem. Może studio pewnego dnia?
Rozmawiał Karol Kucharczyk