Skontaktuj się z nami!   +48 511 991 135

Eastern Art Fusion – quo vadis sceno? [relacja]


Eastern Art Fusion – szumnie zapowiadana impreza z piękną ideą upamiętnienia czasów PRL i pokazaniem, jak rozwijał się tatuaż po 1989 roku. Od ponad 10 miesięcy organizatorzy przekonywali nas słowami: „odbędzie się konwent tatuażu, na którym pokażemy jak upadek totalitaryzmu wpłynął na rozwój twórczości artystów z postkomunistycznych krajów. Wydarzeniu będą towarzyszyć liczne wystawy oraz panele dyskusyjne na temat rozwoju tatuażu. Na konwencji pojawi się ponad 100 najlepszych tatuatorów z byłego bloku wschodniego…” (zapowiedź imprezy z października 2008)

W boksach mieli siedzieć najznakomitsi tatuatorzy bloku wschodniego. Od Odry po góry Ural rzeczywiście znalazło by się ich sporo. Sama idea snuła po naszych głowach coraz to ciekawsze atrakcje, jakie będzie nam dane tam zobaczyć. Może jakaś wystawa, może jako catering bar mleczny, może milicyjne suki i oddziały ZOMO… No i przede wszystkim obiecywane co rok wykłady i panele dyskusyjne.
Rzeczywistość okazała się jednak całkiem inna, a jedyny wyrazisty symbol PRL, jaki tam zobaczyliśmy to nijakość i bieda jak za Jaruzelskiego.
Z jakich powodów czołówka wschodniej sceny tatuażu nie pojawiła się na konwencji? Tego nie jesteśmy w stanie zrozumieć. Wszak to konwencja na najprężniej działającej scenie tatuażu w środkowej Europie, a organizatorami są osoby, które mają doświadczenie w organizacji tatuatorskich imprez.
Jeżeli wiadomo było od dawna, że impreza będzie miała polski charakter (zdarza się przecież, że zaproszeni artyści z jakichś powodów nie mogą dojechać), można było zmienić  nazwę na powiedzmy Poland Art Fusion (choć nie wiemy, skąd te angielsko brzmiące nazwy…). A tak po wejściu na konwencję i spojrzeniu na nazwę imprezy, nie mogliśmy oprzeć się wrażeniu, że odbywa się ona na naszych wschodnich kresach.
Samo miejsce konwencji jak najbardziej ok, choć strasznie puste. Wygląda na to, że ktoś nie miał pomysłu na zagospodarowanie takiej przestrzeni (chyba, że miało być więcej wystawców).  A wystarczyłaby wspomniana wcześniej wystawa wspominkowa, w jednej z hal jakieś dyskusje, prelekcje czy pokazy filmów. I już coś się dzieje. A tak odwiedzającemu zaraz po wejściu ukazywała się wielka niewykorzystana przestrzeń i wąskie schody prowadzące na miejsce właściwe czyli konwencję. Tam było już mniej miejsca i większy ścisk, ale nie z powodu ilości osób, ale dość ciasnego rozstawienia w sumie niewielkich boksów.
O obecnych firmach i studiach nie będziemy pisać, bo to było w rozpisce na stronie organizatorów. Choć paru zapowiadanych artystów, którzy mieli być wizytówką imprezy jak Boris czy Zhivko i Pornstar z Bloody Blue Tattoo, nie stawiło się na miejscu (przez co reprezentacja East Side Europe zmniejszyła się jeszcze bardziej :)) i można było zaskłotować parę boksów (ciekawe co by na to powiedzieli organizatorzy :-)).
Po trzykrotnym przemierzeniu całego terenu konwencji, odwiedzający zaczynał poszukiwać jakichś innych rozrywek. I tu zonk!
Nie było nic, co mogłoby na dłużej zatrzymać nas na górze. Zero jakiegoś ciekawego programu dodatkowego. Do tego doszły niezbyt rozbudowane konkursy, na które trzeba było dość długo czekać.
Jak dla nas sama obsada jury była dość kontrowersyjna. Obsadzenie go w 80 proc. osobami organizującymi konwencję wydaje się pomysłem mocno nietrafionym (raczej rzadko spotykana rzecz na zachodnioeuropejskich konwencjach – chyba, że to też miało być nawiązaniem do „eastern”). Nie chcemy tu też umniejszać nikomu jego znajomości tematu czy talentu, ale czy ktoś, kto nigdy nie miał w ręku ołówka, nie mówiąc o maszynce, może oceniać jakość, „artyzm” czy kompozycję tatuażu? Może, bo od ośmiu lat ma studio? Bo od dwóch lat wydaje gazetę? Bo od półtora roku pracuje w gazecie? Bo organizuje konwencję?… Nie jesteśmy do końca przekonani, ale może się mylimy… Bo widać takie osoby mogą oceniać tatuatorów i oceniają.
Kolejny kontrowersyjny punkt programu, który zgromadził pod sceną największą ilość gapiów, to „Ikony polskiego tatuażu”, szczególnie jedna z części – tatuator 20-lecia. Jak wiadomo pierwsze studia w Polsce zaczęły się pojawiać w 1992-93 roku, ale było ich wtedy zaledwie kilka. Wysyp studiów nastąpił tak naprawdę kilka lat później. Łatwo więc policzyć, ile lat ma polska scena. Jak można być na tejże scenie tatuatorem 20-lecia?
Mało tego, niewiele osób (a całkiem możliwe, że nikt), które działały od początku polskiej sceny tatuażu, miało okazję wypowiedzieć się w plebiscycie. Tym bardziej, że ankiety nie trafiły do wszystkich studiów czy osób od lat związanych ze sceną, ale tylko do tych “wybranych”. Co ciekawe, z założenia anonimowe kwestionariusze, wysyłane były na nieanonimowe maile…
Można się sprzeczać, że ktoś powinien być wyżej, ktoś nie powinien się tam znaleźć w ogóle, a ktoś został pominięty. Wiadomo, kwestia gustu. Jednak wręczanie nagrody sobie samemu to nieczęsto spotykana atrakcja.
Podsumowując…
Po organizatorach najlepszej konwencji w Polsce, a właściwie w środkowowschodniej Europie, spodziewaliśmy się profesjonalnie przygotowanej imprezy. A wyszło na łapu capu. I nie pomoże tłumaczenie się nieznajomością terenu, odległością, wyższymi warszawskimi cenami czy tekstami typu „nie my gotowaliśmy”… Tym bardziej, że organizatorzy, komentując i krytykując w swoim piśmie inne konwencje, stawiają poprzeczkę wysoko również sobie.
Super, że konwencje w ogóle są i ktoś się bierze za ich organizację, ale należy się zastanowić, czy jest sens robić imprezy na zasadzie: „bo jak nie ja, to ktoś inny to zrobi”. Może lepiej zatrzymać się na własnym podwórku, skoro na miejscu jest łatwiej wszystkiego dopilnować? Chyba, że ktoś chce być guru sceny tatuażu, jedyną słuszną tubą polskiego tattoo światka i tylko jego jest prawdziwe i dobre? Może organizatorzy powinni wziąć sobie do serca słowa, które sami napisali, komentując konwencję w Gdańsku (krytycznym okiem trzeba patrzeć nie tylko na innych, ale też na siebie): „Pamiętajmy, że nie wystarczy tutaj liczyć na chłonność polskiego rynku tatuażu i na to, że pasjonaci i tak przyjadą czy na to, że samo środowisko otwarte jest na takie inicjatywy…” („Wodowanie”, [w:] „TattooFest”, wrzesień 2009, s. 20).
Konwencji w Polsce przybywa i nie wystarczy już tylko zorganizować imprezę tematyczną. Trzeba zadbać, by poziomem była ona lepsza od tych konwencji, które już są na rynku. Bo skoro ma być gorzej, to czy warto obniżać poziom polskiej sceny?

Ernest i Kaśka

*Ps. To mocno subiektywna relacja uczestników imprezy. Wiele osób może się z nami nie zgodzić. Wyrocznią zdecydowanie nie jesteśmy! Organizatorów znamy i szanujemy, za to co robią na polskiej scenie i mamy nadzieję, że nasz tekst potraktują jako konstruktywną krytykę, a nie powód do obrażenia się.

Wyniki konkursów oraz plebiscytu na ikony polskiego tatuażu:

Duży Czarno-szary

  1. Bartosz Panas – Gulestus
  2. Bartosz Panas – Gulestus
  3. Bartosz Panas – Gulestus

Mały Czarno-Szary

  1. Igor – JuniorInk
  2. Maciek – Jah Love Tattoo
  3. Tofi – Ink-ognito

Duży Kolor

  1. Bartosz Panas – Gulestus
  2. Daniel – Hand Of God
  3. Junior – JuniorInk

Mały Kolor

  1. Tofi – Ink-ognito
  2. Broda – Blackstar
  3. Kuba – Blackstar

Najlepszy tatuaż niedzieli

  1. Prykas
  2. Adolf – Jah Love Tattoo
  3. Bak – East Side Ink

Najlepszy tatuaż soboty

  1. Gonzo
  2. Bartosz Panas – Gulestus
  3. Tofi – Ink-ognito

IKONY:

Tatuator 20-lecia

  1. Junior
  2. Leniu
  3. Gonzo

Tatuator Emigracyjny

  1. Mocet
  2. Hernandez
  3. Zappa

Objawienie ostatnich pięciu lat

  1. Tofi
  2. Bartosz Panas/Sławek Myśków
  3. Davee

Nadzieja polskiego tatuażu

  1. Rogal
  2. Bartosz Panas
  3. Tofi

Kobieta polskiego tatuażu

  1. Agrypa
  2. Aldona Szery
  3. Dagmara

Studio

  1. Kult
  2. JuniorInk
  3. Art Line

 

 

Losowe zdjęcia

wonz2 suspension_wroclaw_18_20090526_2043428345 DSC00103 astrid_lindgren_5_20120503_1191093406 tattoofestival_d_2011_20110223_1246792937 jenna_eight_20101213_2061836113 41 h19 lionheart_20100502_1346080625