Skontaktuj się z nami!   +48 511 991 135

Hardcore for life – wywiad ze Stigmą [zdjęcia]


Vinnie Stigma to ikona amerykańskiej sceny hardcore. Jest założycielem i gitarzystą legendarnej kapeli – Agnostic Front oraz twórcą studia New York Hardcore Tattoos. Przeczytajcie, co ma do powiedzenia o sobie, muzyce i tatuażach.

Kiedyś związany z Madballem, dziś, oprócz gry w Agnostic Front, pracuje również nad solowym projektem muzycznym – Stigma, w którym udziela się na wokalu. Stigma to połączenie klimatów hardcore, punk i rockabilly. W skład Stigmy oprócz Vinnigo wchodzą: Mike Gallo na basie, Phil Caivano i Josh Tilotta na gitarach oraz Luke Rota na perkusji.

W 1999 roku Vinnie Stigma postanowił zrobić coś jeszcze. Zrealizował pomysł, od jakiegoś czasu kołatający się w jego głowie. Wraz z Jimmy’m G. z Murphy’s Law otworzył w Nowym Jorku studio New York Hardcore Tattoos, miejsce gdzie tatuują się największe sławy muzyki hardcore/punk. To swoistego rodzaju twierdza amerykańskiego hardcora. Poza tym organizuje niepowtarzalną hardcorową konwencję w Filadelfii, na której jest obecny i tatuatorsko, i muzycznie.

Wkład Stigmy w amerykańską scenę hardcore jest ogromny. Sam doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Poza sceną jest równie pewny siebie jak przed publiką. Ale też otwarty, przyjacielski i serdeczny.

Jesteście na hardcorowej scenie 26 lat. Jak długo jeszcze zamierzacie grać? Czy myślicie czasem o tym, żeby już przestać?

Stigma: Jestem muzykiem, więc nigdy nie przestanę robić muzyki. I wydaje mi się, że teraz doceniam to bardziej niż wcześniej. Nie wiem dlaczego… Może dlatego, że robię się coraz starszy? Dziękuję Bogu, że mogę robić to, co robię.

Jak wspominasz początki swojego grania? Jak zmieniał się hardcore przez te wszystkie lata?

– Teraz hardcore jest bardziej profesjonalny. Dzieciaki lepiej grają. Lata temu grało się ot tak, w nieładzie i bez użycia siły. Nie zmieniało się strun, dopóki się nie zerwały. Teraz zmieniasz te struny. Po tylu latach grania stajesz się lepszym muzykiem, piszesz lepsze piosenki. Nasz teksty są teraz bardziej szczere niż były 26 lat temu. Moja gra nie ma być muzycznie poprawna, ale szczera, płynąca prosto z serca. Muzyka się zmienia i ewoluuje. Tak jak cały świat. Człowiek zmieni się razem z czasami. Ale moja praca się nie zmienia, a zaangażowanie w grę nie słabnie. Na początku robiłem wszystko: pisałem piosenki, grałem, robiłem muzykę, jeździłem autem, organizowałem koncerty. Ludzie pytają się mnie teraz: Vinnie, jak sobie radziłeś z tym wszystkim bez internetu, bez komórki? Ale jakoś to szło. I warto było. Jesteśmy po prostu jedną wielką rodziną.

Nie raz widziałam was na scenie i zawsze jestem pod wrażeniem waszej żywiołowej gry. Skąd w was tyle zapału i energii?

– To nie jest komercyjna muzyka. To jest hardcore. To jest Agnostic Front. Musi być w nas siła i energia. Jeśli ktoś nie ma energii, to nie jest hardcore. A my jesteśmy hard HARDCORE 🙂

Wolicie grać w Europie czy w Ameryce?

– Nie ma to dla mnie znaczenia. Świat jest mój.

Macie na swoim koncie kilkanaście nagranych płyt. Które z nich cenisz sobie najbardziej?

– Nasza ostatnia płyta jest moim zdaniem najbardziej dojrzałym krążkiem, jaki do tej pory nagraliśmy. Ale „One Voice” była również bardzo dojrzała, a powstała ponad 10 lat temu, w 1992 roku. Oczywiście wszystkie nasze płyty są bardzo dobre, ale moją ulubioną jest „Victim in Pain”.

Czemu?

– W jeden dzień nagraliśmy 16 kawałków. Uchwyciliśmy chwilę, uchwyciliśmy perfekcyjny dźwięk. Tak jak fotograf w swoim dobrym zdjęciu chwyta świetny obraz. Uważam, że te trzy płyty: „Warriors”, „One Voice” i „Victim in Pain” to najlepsze hardcorowe płyty, które zdecydowanie znajdują się w czołówce amerykańskiego hardcora. Jedna jest z lat 80-tych, druga z 90-tych, a trzecia powstała po 2000 r. To przekrój przez wszystkie pokolenia. Rok 1984, 1992 i 2007. Nasza muzyka jest dla każdego.

Macie już jakieś plany co do kolejnej płyty?

– Pojawi się za rok, może dwa. W sumie nagraliśmy już 15 albumów. A przygotowanie każdej płyty trochę trwa. Tym bardziej, że staramy się, aby każda była dziełem sztuki.

Podczas wywiadu z Dropkick Murphys, Scruffy Wallace powiedział mi, że scena bostońska jest tak samo silna tak scena nowojorska. Oni są przedstawicielami tej pierwszej, AF tej drugiej. Zgadzasz się z opinią Scruffego?

– Jak najbardziej. Te sceny są podobne, bo jesteśmy ze sobą bardzo blisko. Dobre zespoły są i tu, i tu. Uwielbiam Nowy Jork, bo tu jest np. Madball i inne świetne kapele. Ale to samo jest w Bostonie. Tam są np. Dropkick Murphys czy Death Before Dishonor. Wszyscy jesteśmy braćmi. Szczególnie z tymi kapelami. Uwielbiam tych gości, są moim dobrymi przyjaciółmi.

A może mógłbyś polecić jakąś świeżą hardcorową krew z Nowego Yorku?

– Ja mam nową kapelę – Stigma. To mój solowy projekt, który realizuję z Mikiem (Mike Gallo, basista Agnostic Front – przyp. red.) i kilkoma gośćmi, których nikt nie zna. To coś w stylu historii mojego życia. To rock&roll, połączenie Ignite i Motorhead z

Vinnie Stigma i Mike Gallo

oi, plus trochę nowojorskiego hardcora. Nagraliśmy płytę „New York Blood”, do której nakręciłem film pod tym samym tytułem.

AF jest legendą sceny hardcore. Zagraliście wiele koncertów z innymi znanymi kapelami. Czy jest jeszcze jakiś zespół, z którym chcielibyście zagrać?

– Przez te lata graliśmy już chyba ze wszystkimi.

Hardcore for life – co znaczą dla ciebie te słowa?

– To całe moje życie. To sposób, w jaki żyję. To jest dokładnie to, co robię. Tak jak z twoim wcześniejszym pytaniem, ile lat jeszcze… Jestem muzykiem na całe życie, jestem hardcorowym muzykiem na całe życie. Miałem wpływ na kierunek, w jakim zaczął podążać nowojorski hardcore. Jestem w jakiś sposób odpowiedzialny (oczywiście nie sam) za tę muzykę, za to, jak teraz brzmi. Grałem w Madballu, gram w Agnostic Front. Teraz powołałem do życia Stigmę. Jestem bardzo aktywny w muzyce. I nigdy się nie sprzedałem.

Nikt nie rodzi się z tatuażami. Nikt nie rodzi się hardcore. Ale kiedy tusz lub muzyka dostanie się pod Twoją skórę lub do twojego serca, zmieniasz się…” To cytat z waszej strony. Rozwiniesz temat?

– To uczucie. I od muzyki, i od tatuaży uzależniasz się jak od narkotyku. Jeżeli w coś wierzysz, jeżeli czymś żyjesz, to w końcu się tym stajesz. Dla mnie najważniejsza jest rodzina i muzyka. Tatuaże to bardziej historia mojego życia. Nie mógłbym wytatuować się w tydzień, nie mógłbym nawet zrobić w tydzień jednego rękawa. Każdy tatuaż coś dla mnie znaczy: rodzina, matka, kapela, narodowość, miasto. Tatuaż robi się z jakiegoś powodu, nie tylko po to, żeby być cool. Oczywiście mam parę wzorów zrobionych bez powodu. Ale większość ma głębszy sens.

Postanowiłeś więc otworzyć własne studio tatuażu. Jak to się wszystko zaczęło?

– Wiele lat temu w mojej kuchni. Było wtedy u mnie dużo ludzi i pierwszy raz powiedziałem głośno, że otworzę własne studio. Potrzebowałem partnera, którym został Jimmy z Murphy’s Law. Krok po kroku, zmagając się z problemami i różnymi trudnościami, w końcu znalazłem doskonałych artystów. Miałem sen i doprowadziłem do tego, że stał się rzeczywistością. Teraz istnieją trzy tego typu studia: Tokyo Hardcore, Detroit Hardcore i New York Hardcore. Może kiedyś powstanie też takie miejsce w Warszawie lub w Krakowie? 🙂

Mam nadzieję… A jak myślisz, dlaczego muzycy z hardcorowych kapel wybierają właśnie twoje studio, żeby się wytatuować?

– Bo czują, że są wśród przyjaciół. Idę do swojego studia i widzę ludzi z całego świata: z Japonii, ze Stanów, z Polski. To miejsce gdzie można przyjść się wytatuować, kupić płytę, koszulkę czy inny gadżet, ale przede wszystkim poczuć się jak w domu. I to jest według mnie najważniejsza rzecz, kiedy idziesz do studia. Nie musisz nawet dużo mówić, po prostu przychodzisz, słyszysz muzykę i świetnie się czujesz. Nie lubię chodzić tam, gdzie jest nieciekawa atmosfera. Bo to klient jest cool. I kiedy ktoś przychodzi do mojego studia, robię wszystko,

Stigma, Jimmy i Russell ze studia NYHC, fot. www.hardcorenyc.com

żeby się poczuł komfortowo: robię mu kawę, puszczam ulubiona kapelę, podaję piwo. I to jest super. To się ludziom podoba. Wszystko odbywa się na zasadzie partnerstwa. Jesteśmy braćmi. Dla mnie robienie sobie tatuażu to rodzaj braterstwa z tatuatorem: krew, tusz i honor! Tatuują się u nas takie kapele jak np. Madball czy Sick Of It All, którzy są jednocześnie moimi przyjaciółmi. Przyjeżdżają też do mnie goście z Tokyo Hardcore. Zatrzymują się u mnie w mieszkaniu, tatuują w moim studiu w japońskim stylu. Zwariowani, japońscy kolesie – kocham ich. Myślę, że jestem po prostu świetnym szefem NYC Hardcore Tattoos. Traktuję ludzi, którzy przychodzą do mojego studia tak dobrze, jestem tak miły i wdzięczny, że ktoś wybiera właśnie NY Hardcore, że ludzie to czują i dlatego chętnie się u nas pojawiają.

Kto obecnie pracuje w studiu?

– Alice z Nowego Orleanu, która stała się członkiem mojej rodziny. Kiedyś nikt jej nie chciał przyjąć do pracy i teraz żałują, bo jest naprawdę świetna. Robi wszystko, wzory w każdej stylistyce. Drugą tatuatorką jest Rosjanka, Tasha, która też jest członkiem rodziny. Te dwie dziewczyny są pełnoetatowymi pracownikami mojego studia. Poza tym przewija się sporo osób, które raz pracują tu, raz tam.

Czy specjalizujecie się jako studiu w konkretnym stylu?

– Tak, w stylu nowojorskim.

A czym charakteryzuje się nowojorski styl?

– Hmmm… Różne motywy, napisy, znaki, symbole. Tak naprawdę to styl, który nie ma stylu 🙂

Próbowałeś kiedyś tatuować?

– Tak, czasem tatuuję. Ale moim głównym zajęciem jest gra na gitarze.

Dziarasz innych i sam jesteś mocno wydziarany. Kto robił twoje tatuaże?

– Było tak wielu tatuatorów… Ile masz lat?

27.

– Ja robię sobie tatuaże od 35-37 lat. Zaczynałem, kiedy jeszcze nie było cię na świecie. Mało tego, niektórzy goście, którzy mnie tatuowali, umarli, nim ty się urodziłaś…. Naprawdę! Mam na sobie ogrom tatuaży wykonanych przez wiele osób. Agnostic Front był pierwszą wytatuowaną kapelą. Nie mówię tu o jednym czy dwóch tatuażach, które ma jedna czy dwie osoby z zespołu. Mam na myśli wytatuowane duże partie ciała u wszystkich członków kapeli. Tatuaże są częścią hardcorowego stylu życia. Miedzy innymi dlatego, że Agnostic Front, najstarsza hardcorowa kapela jest cała wytatuowana. Po nas tatuowały się młodsze, mniej znane kapele. Tatuaże to część tej kultury. I my to zapoczątkowaliśmy.

Jak wygląda tatuatorska konkurencja w mieście?

– Nie interesuję się zbytnio innymi studiami. Interesuje mnie bardziej moje własne. W Nowym Jorku jest wiele studiów, ale jest tylko jedno oryginalne: New York Hardcore Tattoos.

A jeździsz na konwencje?

– Jestem gospodarzem konwencji w Kansas City. Organizuję też konwencję w Filadelfii. To jest wyjątkowa impreza. Jestem na niej gospodarzem, tatuuje tam nasze studio i gra tam nasza kapela. Wprowadziliśmy hardcore na konwencję tatuażu i rządzimy na niej. Jesteśmy jej bardzo ważną częścią. Mamy boks, scenę, backstage. Poza tym jako studio dużo podróżujemy. Jeździmy na różne konwencje, na które dostaniemy zaproszenie, np. na Florydę. W Europie jeszcze nie byliśmy. Mam nadzieję, że kiedyś przyjedziemy tu jako studio.

Rozmawiała Kaśka

* Rozmowa odbyła się po koncercie Agnostic Front w warszawskiej Proximie w kwietniu 2008 roku. Podczas koncertu Agnosticom towarzyszyli Do Or Die z Belgii oraz The Hoods ze Stanów.

 

Agnostic Front

Archiwum zespołu

26 lat na scenie, 15 płyt na koncie, tysiące koncertów na całym świecie, siła i energia płynące ze sceny, aplauz publiki przy każdym koncercie – Agnostic Front to niewątpliwie legenda sceny hardcore. Kapela została założona w Nowym Jorku w 1982 roku przez Vinniego Stigmę i Rogera Mireta. Razem z Ray’em Barbieri (perkusja) i Adamem Moochie (bas) kilka miesięcy później nagrali pierwszą płytę – „United Blood” (1983). Potem wszystko potoczyło sie błyskawicznie. Już następna płyta, „Victim in Pain” (1984), przyniosła im ogromną sławę. Przyszedł czas na liczne koncerty i kolejne płyty: „Cause For Alarm” (1986), „Liberty And Justice” (1987), „Live at CBGB” (1989). Następny krążek, „One Voice” (1992) AF nagrali wspólnie z muzykami z Madballa i Sick Of It All. Na płycie znalazły się teksty Mireta napisane w więzieniu (aresztowany za narkotyki). W 1993, po wydaniu „Last Warning”, AF zawiesili swoja działalność. W międzyczasie ukazał się „Raw Unleashed” (1995). Po czterech latach powrócili do gry i od razu stworzyli niepowtarzalny kawałek „Gotta Go”, który zasilił płytę „Something’s Gotta Give” (1998). Potem powstały kolejne krążki: „Riot! Riot! Upstart” (1999), „Dead Yuppies” (2001), „Working Class Heroes” (2002), „Another Voice” (2004) i „Live in CBGB’s” (2006). Ostatnia płyta – „Warriors” (2007) – to swoistego rodzaju testament, kolejny głos muzyków w hardcorowej historii. Przesłanie zespołu o jedności, rodzinie i przyjaciołach nigdy nie był tak silny jak na ostatnim krążku. Zawiera się w słowach: „Popieramy jedność! Pogardzamy ignorancją i nienawiścią wewnątrz sceny. Walczyć powinniśmy nie miedzy sobą, ale z tymi, którzy nas gnębią. Jedność! Walka z systemem! Hardcore!” Przez te lata na scenie nieuniknione były pewne roszady w składzie zespołu. Dziś Agnostic Front tworzą: Roger Miret (wokal), Mike Gallo (bas), Steve Gallo (perkusja), Joseph James (gitara) oraz Vinnie Stigma (gitara).

www.myspace.com/agnosticfront

www.agnosticfront.com

www.hardcorenyc.com

www.myspace.com/vinnystigma

 

 

 

Losowe zdjęcia

lizard_man_-_wyamywanie_barkw_20110501_1705476118 pokaz_piercingu_ekipy_z_robtattoo_20100315_2090171076 maciek_heczko_piotrek_hryniw_20110708_1883663804 bubble_pie_20110624_1540816755 bane_20101111_1395908041 trapped_under_ice_20100201_1360362142 pain_runs_deep_20091019_1299690313 48394753_1819300451514105_886832226031894528_n droog102516