
Pochodzą ze Śląska. Od ośmiu lat podbijają alternatywną scenę nie tylko w Polsce ale i zagranicą. Dwie szalone, demoniczne dziewczyny: Diva Izazella, prywatnie Iza, i Natasha de Viant, prywatnie Marta, to prekursorki sceny fetysz/alternatywnej w Polsce.
Występowały w teledyskach takich kapel jak Frontside i Basic Element. Mają na swoim koncie tańce z wężami czy sesje w ekstremalnych miejscach. Występują w ekskluzywnych klubach, jak np. krakowskie Stalowe Magnolie. Są znane na terenie Anglii, Niemiec, Francji i Holandii. W październiku 2008 zostały oficjalnymi modelkami magazynu muzycznego „Hard Rocker”.
{googleAds}
src="https://pagead2.googlesyndication.com/pagead/show_ads.js">
{/googleAds}
Co to jest według was kultura fetysz?
Natasha: My się określamy bardziej jako duet alternatywny, promujący kulturę dark/alternative. Fetysz jest tylko jednym z nurtów, które prezentujemy. Gorsety, wysokie buty to na pewno jest jakieś uwielbienie do rzeczy. No i ważny jest przerysowany kobiecy wygląd.
Izazella: Lubimy albo skrajnie podkreślać swoją kobiecość, albo skrajnie jej nie podkreślać. Przynajmniej ja tak mam. Nie ma nic pośrodku. Albo wyglądam bardzo kobieco, albo bardzo nie kobieco – w poszarpanych spodniach, rozciągniętym t-shircie. Bo tak ubrana też lubię chodzić. Ale przede wszystkim nie ukrywamy się z tym, co lubimy.
Natasha: To jest właśnie dla nas ważne. Pokazywanie jakichś tam fetyszy, rzeczy które się naprawdę lubi. Choć każdy ma swoją definicję fetyszu. Ludzie często wiążą to pojęcie z życiem intymnym. W seksie preferujemy stanowisko kobiet wyzwolonych. Lubimy się przebierać. Mamy całe szafy ubrań: stroje nauczycielek, pielęgniarek. Fetysz generalnie wiąże się jednak dla nas z modą. Uwielbiamy takie ciuchy, takie gadżety, takie akcesoria.
A skąd je bierzecie?
Natasha: Wszystko to są w zasadzie nasze projekty. Buszujemy po lumpeksach, po allegro. Potem przerabiamy tak zdobyte ciuchy. Można zrobić z nimi naprawdę wiele ciekawych rzeczy. Projektujemy nie tylko ciuchy, ale i akcesoria. Nie kupujemy gotowych rzeczy.
Izazella: Nasze stroje mamy robione zwykle na jedna imprezę i pojawiamy się w nich tylko raz.
Ale gorsety macie szyte na wymiar?
Izazella: Tak. Jesteśmy modelkami firmy Restriction Wear. Reklamujemy te gorsety, chodząc w nich. Są świetnie wykonane. Bardzo ciężko jest dobrać gorset do sylwetki, bo musi być dopasowany idealnie.
Natasha: Byłyśmy modelkami różnych firm lateksowych i gorsetowych w Polsce, ale nie zawsze spełniały one nasze wymogi co do jakości. Nie czułyśmy się dobrze, reklamując takie rzeczy. Wolimy, aby były sprawdzone przez nas, żebyśmy były pewne ich jakości.
Izazella: Wcześniej brałyśmy wszystkie oferty. Cieszyłyśmy się, że dostajemy jakiekolwiek propozycje i że mamy szanse się pokazać, zarobić trochę pieniędzy. Teraz wybieramy tzw. smaczki. Wolimy współpracować z niewieloma osobami, ale takimi, które prezentują odpowiedni poziom.
To pewnie kosztuje te osoby...
Natasha: Koszta zorganizowania naszego show są dosyć spore. Organizatorzy nie zawsze mają na to budżet.
Izazella: Show w Amsterdamie kosztował nas 4 tysiące złotych: przygotowania, dojazd. Na tyle więc musiałyśmy skasować organizatora, a to był tylko zwrot kosztów. To jest raczej sztuka dla sztuki. Tu nie ma co liczyć na jakiś wielki zarobek. Robimy to bardziej same dla siebie.
Gdzie zwykle występujecie?
Izazella: Do tej pory nie występowałyśmy np. na konwencjach tatuażu. Tegoroczny Tattoofest był pierwszą taka imprezą. Pojawiamy się raczej na fetyszowo-gotycko-alternatywno-offowej scenie i raczej za granicą. Występujemy też z zespołami zagranicznymi na wielkich festiwalach electro, cyber, techno, alternativ. Wszędzie, gdzie takie drapieżne akcenty są mile widziane. Amsterdam, Berlin, Londyn, Japonia. Najczęściej jeździmy do Amsterdamu.
Natasha: Za granicą jest więcej alternatywnych, różnych tematycznie festiwali czy pokazów. Są imprezy fetyszowe, pin upowe, robione z ogromnym rozmachem. Dużo się tam dzieje.
Izazella: U nas nie ma fetyszowych klubów, fetyszowych sklepów. Czasem odbywają się takie imprezy, ale tylko dla wąskiego kręgu osób, dla tych, którzy lubią się przebierać. Poza tym występujemy z zespołami jako tancerki i bierzemy udział w teledyskach.
Współpracowałyście m.in. z hardcorowo-metalową kapelą Frontside...
Izazella: To była długa i burzliwa przygoda.
Natasha: Najpierw była sesja zdjęciowa, potem powstał teledysk. Potem spotykaliśmy się na imprezach. Zaprzyjaźniłyśmy się z nimi.
A wy skąd się znacie?
Natasha: Z przedszkola. Potem chodziłyśmy do tej samej klasy w podstawówce i tej samej klasy w liceum. Iza przebijała mi w przedszkolu balony...
Izazella: Rzeczywiście! Zawsze ciągnęło mnie do lateksowych rzeczy :-)
Natasha: Potem się jednak zaprzyjaźniłyśmy. Rozdzieliłyśmy się jedynie na studiach, ale i tak często się widywałyśmy, dzięki temu, że mieszkamy w jednym mieście.
Jak zaczęła się wasza przygoda z Devil Angels?
Izazella: Wszystko zaczęło się od „Miasteczka Twean Peaks”. Zobaczyłyśmy serial i stwierdziłyśmy, że musimy mieć takie zdjęcia.
Natasha: Miałyśmy wtedy po 12-13 lat. Zaczął nas bardzo pociągać wizerunek topielic, zombiaków. Zaczęłyśmy oglądać wszystkie kiczowate horrory. Urywałyśmy się z lekcji, żeby oglądać kolejne. Później przyszła muzyka - gotyk black metal. Zaczęłyśmy jeździć na koncerty. Pierwszy raz chyba jak miałyśmy 16 lat. To był black metal z Anglii z tancerkami ubranymi w lateks. I to był dla nas taki przełomowy moment. Wow! My też chcemy tak wyglądać, chcemy mieć taki wizerunek.
Izazella: To było ze sobą ściśle powiązane. Blackmetalowcy lubią ubierać się w czarne lateksowe spodnie, spódnice. Gotyk to mrok. I na początku w to brnęłyśmy. Później to się trochę zmieniło. Teraz generalnie uznajemy szeroko pojęta alternatywę. Nie ograniczamy się do określonych stylów czy kolorów.
{googleAds}
src="https://pagead2.googlesyndication.com/pagead/show_ads.js">
{/googleAds}
Skąd wzięły się wasze pseudonimy?
Natasha: Jak mówiłam, byłyśmy zagorzałymi blackmetalówami. Pierwszy człon, Natasha, pochodzi więc z piosenki deathmetalowego zespołu Darkthrone. Spodobał mi się tekst o kobiecie, która tak właśnie miała na imię. De Viant ma bardziej ironiczne znaczenie. To odpowiedź na to, jak ludzie czasem reagują na nasz widok. Sama określiłam się więc mianem dewianta. Ja wymyśliłam również pierwszy człon pseudonimu Izy. Ona jest klasyczną divą.
Izazella: Poza tym kiedyś uczyłam się śpiewać operowo. Bardzo lubię operę. Natomiast drugi człon pochodzi z książki Michaiła Bułhakowa „Mistrz i Małgorzata”. Uwielbiam tę książkę i bardzo często do niej wracam.
Natasha: Swoim pseudonimem nie oddzielam tego, co robię od mojego życia prywatnego. Po prostu bardziej mi się podoba pseudonim Natasha niż moje prawdziwe imię.
Lateksy, skóry, gorsety to stroje tylko na scenę i na występy czy również na co dzień na ulicę?
Izazella: Zdarzało mi się chodzić na imprezy w strojach fetyszowo-lateksowych. To było parę lat temu. Często wychodziłam tak ubrana na rynek, bo mieszkałam w samym centrum. Ludzie różnie reagowali, zazwyczaj negatywnie. Wyzywanie od najgorszych i tego typu sprawy. Ale często mi się to zdarza, nawet jak nie jestem przebrana w lateks. Więc powiedzmy, że jestem przyzwyczajona.
Natasha: Niestety ludzie nadal nie tolerują kolorów na włosach i tatuaży. Dużo osób uzewnętrznia swoje reakcje w niezbyt kulturalny sposób. Jeśli chodzi o modę, cały czas eksperymentujemy. Nie jest tak, że chodzimy ubrane tylko w lateks. Na każdą okazję trzeba się umieć ubrać. Ale reakcje zawsze są. Nie ma tak, żebyśmy się pojawiły w jakimś miejscu i nikt nie zwróciłby na nas uwagi.
Izazella: Budzimy zainteresowanie, ponieważ mamy troszkę inne pojęcie mody. Staramy się zazwyczaj wyglądać inaczej.
Czyli Polacy nie najlepiej reagują na kulturę fetysz?
Izazella: W Polsce ludzie nie są nastawieni na tego typu sztukę i spodziewają się na scenie nie wiadomo czego. A jak widzą coś zwykłego, to sobie myślą: „ja też mógłbym to zrobić”. I rzeczywiście każdy mógłby to zrobić, ale nie każdy robi. I o to właśnie chodzi. Ludzie w Polsce lubią narzekać.
Natasha: Jak widzą dwie dziewczyny na scenie, to od razu spodziewają się striptizów. Jeśli tego nie dostają, są mocno rozczarowani. Rzadko robimy tutaj takie występy, bo performance alternatywny nie jest w Polsce znany i ludzie nie wiedzą, jak do tego podejść.
Ale chyba jest lepiej niż parę lat temu?
Natasha: Od momentu jak zaczynałyśmy, dużo się tu zmieniło. Powiększyło się w Polsce środowisko alternatywne, wypłynęło. Ludzie zaczęli organizować więcej imprez. Widać zapotrzebowanie na taką działalność. Możemy już ją reklamować na tyle, żeby się to wydostało na szersze wody. Lansujemy się w internecie, prasie, gdziekolwiek się da. Chcemy, aby ludzie oswoili się z tym naszym wyglądem. Dużo dziewczyn pisze do nas maile. Mówią, że chcą zostać takimi modelkami, dopytują się, co zrobić. Czasem upodabniają się do nas. Robią podobny kolor włosów, makijaż. Czasem do przesady. Robią wszystko, by wyglądać tak samo jak my. Ale dzięki temu, że takich ludzi jest coraz więcej, to zjawisko, ta moda się rozrasta i jest coraz bardziej tolerowana.
Izazella: Polska to nadal zaścianek. Nadal nie jest tu dobrze. Ale widać, że zaczyna się to zmieniać na lepsze. Świadczy o tym chociażby nasz ostatni występ na krakowskim Tattoofeście. Było bardzo dużo osób, które ciepło nas przyjęły. Nie spodziewałyśmy się tego. Myślałyśmy, że będzie tak, jak zwykle w Polsce. Ale było naprawdę bardzo fajnie.
Nadal studiujecie. Marta socjologię ze specjalnością multimedia i komunikacja społeczna, Iza - historię i kulturę Żydów. Zamierzacie szukać w przyszłości pracy związanej z tymi kierunkami?
Izazella: Zobaczymy, zobaczymy...
Natasha: To jest dla nas taki plan awaryjny. Nie wiadomo, gdzie nas los w przyszłości rzuci. Poza tym staramy się być wszechstronne.
Izazella: Nie ograniczamy się tylko do mody i występów.
Rozmawiała Kaśka
Więcej: www.devilangels.net