Skontaktuj się z nami!   +48 511 991 135

East Side Ink – wywiad


East Side Ink, to jak twierdzą jego twórcy, studio tatuażu, które żyje rock’n’rollem. Jest ściśle związane z białostocką sceną niezależną. W studiu działa również alternatywny sklep Jazgot. Ponieważ coraz częściej widać studio na konwencjach, postanowiliśmy podpytać osoby z nim związane o kilka rzeczy. Na nasze pytania odpowiada męska część ekipy, czyli Baku, Lewy i Budyń.


W założeniu studia pomagał wam Roman, który teraz pracuje w Krakowie w Rock’n’Ink. Jak doszło do waszej współpracy?
Budyń:
Na pomysł założenia studia wpadliśmy wszyscy mniej więcej w tym samym czasie – Piotrek (Lewy), Roman, ja z Izą (Jazgot) i Daniel (Bak). O zbieżności planów na życie dowiedzieliśmy się od wspólnych znajomych związanych z białostocką sceną muzyczną, jednak w Białymstoku nasze drogi jakoś się nie skrzyżowały. Osobiście poznaliśmy się dopiero w Łodzi na konwencie. Doszliśmy do wniosku, iż nie ma sensu robić sobie konkurencji. Wspólnie możemy stworzyć przecież coś lepszego, fajniejszego i większego niż mielibyśmy robić to oddzielnie.

Otwarcie studia było zainaugurowane koncertem.
Budyń:
Od początku było oczywiste, że taka forma inauguracji będzie najlepsza. Wszyscy mniej lub bardziej znamy się z ludźmi tworzącymi białostocką „scenę”. Poza tym  Bak jest perkusistą w kapelach Uran i Święty Spokój, a Roman byłym basistą w Neuropatii, więc z załatwieniem zespołów nie było problemu. Oprócz wyżej wspomnianych zagrali jeszcze Wild Bitch. Koncert udał się w 100 procentach. Frekwencja przerosła nasze oczekiwania, a sama impreza pozostanie w naszej pamięci baaardzo długo. Szczególnie Izie wrył się w pamięć ten koncert… Podczas obowiązkowej libacji w plenerze nasza piercerka została „wystrzelona” z huśtawki jak z katapulty, w wyniku czego wylądowała twarzą na słupku (element feralnej huśtawki) i złamała nos…

Nazwa studia ma jakiś związek z potoczną nazwą sceny muzycznej zbliżonej do wschodniej granicy?
Daniel:
Nazwa nawiązuje tylko do położenia naszego miasta na mapie Polski/Europy. Nie ma w tym żadnych głębszych idei typu lokalny patriotyzm czy nasze upodobania muzyczne. Choć rock’n’roll  zawsze będzie grał nam w sercach!

W tej chwili w studiu tatuuje Piotrek „Lewy” i Daniel „Bak”. Opowiedzcie o swoich początkach z tatuażem.

Piotrek

Piotr: Moje początki z tatuażem to bardzo dziwna lecz prawdziwa historia – rock’n’roll, wóda, browary i  inne czary mary. Potem struna, silniczek i jazda! To było jakieś 6-7 lat temu. Potem poznałem pana del von per Romana, który początkowo nie okazywał za dużo sympatii oraz chęci jakiejkolwiek współpracy. Był zamknięty, wodził za nos i tylko drwił z nieudanych prac. Jednak z czasem znajomość rozkwitła jak kwiatki na wiosnę. Po paru latach znajomości rozmawiając przy piwku, wysnuliśmy pewną koncepcję. Zaufanie i przyjaźń doprowadziły do planów stworzenia w Białymstoku studia tatuażu. W rozmowach zawsze pojawiał się Baku, którego jeszcze wtedy nie znałem. „Jak studio, to Bak będzie z nami” – mówił pan R. I stało się. Studio powstało. Parę koncertów, litry piwa i rock’n’roll ulepiły ekipę, która własnymi siłami stworzyła East Side Ink, studio, które żyje rock’n’rollem . Obecnie w studiu pracuje jeszcze dwójka piercerów: Iza „Szefowa Dilda” i Dominik alias Bydyń, kompan życiowy Izy. Mięliśmy jeszcze pszczoły, ale jakoś nie chciały z nami współpracować.
Daniel: Mój początek to czarny znak zapytania. Miałem 16 czy 17 lat i raczej żadnych szans na wytatuowanie się u profesjonalisty. Jako że ciśnienie na tatuaż było ogromne, trzeba było wziąć sprawy w swoje ręce. Po skonstruowaniu drugiej maszynki można było myśleć o wzorze. Przy tylu niewiadomych zdecydowanie najlepszym wyborem na tatuaż był znak zapytania. Gdy po zagojeniu okazało się, że 50 proc. tuszu zostało na swoim miejscu, śmiało mogłem zacząć kaleczyć swoich kolegów! I tak do chwili, gdy na jakimś koncercie poznałem Romana, który uświadomił mi, że mój sprzęt nie nadaje się to tatuowania. Nigdy nie zapomnę, jakie wrażenie zrobiło na mnie oglądanie Romana przy pracy. „To tak się da?” – myślałem. Później była moja pierwsza praca na budowie u starszych kolegów, mała pożyczka u mamy i stałem się posiadaczem „iron bird”,  mojej pierwszej prawdziwej maszyny, która służy mi zresztą do dziś.

Studio związane jest nierozerwalnie ze sklepem – firmą Jazgot. Co to za „związek”?
Budyń:
Jazgot (czyli ja i Iza) istnieje od początku 2007 roku. Najpierw jako sklep internetowy – mieszkanie na pudłach, ciągły bajzel na chacie. Skłoniło nas to do myślenia nad sklepem stacjonarnym. A że temat tatuażu i piercingu (Iza zajmuje się kłuciem już ponad siedem lat) nie jest nam obcy i bardzo nas rajcuje (trochę tego klimatu staramy się przemycać  w asortyment sklepu) i znaliśmy się z Bakiem (który u siebie w domu wykonał mój pierwszy tatuaż), pojawiły się plany otwarcia sklepu wraz ze studiem. Dowiedzieliśmy się wówczas, że jest jeszcze w Białymstoku Piotrek, który ma podobny plan. Poznaliśmy się z nim, wypiliśmy parę piw i połączyliśmy nasze moce.

No i wszyscy dość mocno związani jesteście ze sceną hc/punk.
Budyń:
Wspieramy koncerty w tych klimatach jako sponsorzy, staramy się nagłaśniać imprezy za pośrednictwem internetu, organizatorzy robią u nas przedsprzedaż biletów. Sami staramy się nie przepuścić żadnego interesującego nas koncertu… No i wszyscy kochamy muzykę – szeroko rozumiany rock’n’roll,  bez którego to, czym zajmujemy się  na co dzień (tatuowanie, kłucie, prowadzenie sklepu), byłyby na pewno jakieś „bledsze”. Te dwie dziedziny (rock’n’roll i nasza praca) zawsze będą iść w parze i w mniejszym lub większym stopniu wpływać na nasze działania i na nas samych.

Pytał Ernest

 

Losowe zdjęcia

schizma_20_20120809_1550737053 tattoo_konwent_pozna_2010_-_zdjcia_sytuacyjne_20101015_1833152573 anathema_knock_out_festival_krakw_2009_20090713_1134055366 tattoo_konwent_gdansk_2012_-_tatuaze_24_20120814_1408340326 eye_for_an_eye_20120120_1612296403 right_20100927_1912447922 wojtek0618 folsom_20091218_1268592280 Image00003