Skontaktuj się z nami!   +48 511 991 135

Słodko-gorzkie wspomnienia – Tattoofestival w Łodzi [relacja]


21-22 lutego 2009 w łódzkim klubie Dekompresja odbyła się II edycja Ogólnopolskiego Festiwalu Tatuażu. Do Łodzi ściągnęli wystawcy z całej Polski. Jak było? Czy druga edycja imprezy była lepsza od poprzedniej? Zapraszamy do przeczytania wspólnej relacji Rudej i Kudża – uczestników imprezy.

Ruda, która mówi o sobie “rude, hedonistyczne psiekrwie ze słabością do konika garbuska”, pierwszy dzień spędziła pod igłą. Dlatego jej spostrzeżenia na temat tego, co działo się w Łodzi, postanowił uzupełnić Kudż, “miłośnik tatuażu i wielbiciel wszelkich innych uciech cielesnych”, który łaził i zwiedzał namiętnie każdy zakątek konwencji. Nadal jest to relacja subiektywna, choć dzięki temu, że ukazana z dwóch punktów widzenia, na pewno bardziej prawdziwa. Choć opinii jest zawsze tyle, ilu zwiedzających. Jeśli nie zgadzacie się z dwugłosem Rudej i Kudża zapraszamy do komentowania relacji.

Ruda: No to wróciliśmy! Zmęczeni, ale chyba zadowoleni? Chociaż, jeśli mam być szczera, dla mnie ta konwencja była słodko-gorzka.

Kudż: W moim przypadku to jednak z przewagą gorzkiego. Organizacja imprezy okazała się na tyle koszmarna, iż położyła się cieniem nawet na moich planach uzupełnienia malowideł podskórnych. Zaczęło się już pierwszego dnia. Gdyby nie sąsiedztwo Restauracji Szampańskiej, odmrozilibyśmy sobie stopy, czekając 1,5 godziny pod Dekompresją.

Ruda: I nikt nas nie raczył poinformować, ile jeszcze czekać będziemy. Wszystko w rozsypce, a obsługa naburmuszona. Osoby wystawiające się też narzekały na organizację. Denerwowało mnie to o tyle, że od czerwca czekałam na konwencję (bo w Szczecinie nie byliśmy; zresztą, i tak nie ma czego żałować) i też miałam umówioną sesję. Obsuwa w rozpoczęciu pokrzyżowała plany wielu osobom. Ale w końcu weszliśmy! Pierwsze wrażenie chyba niezłe? Może trochę country (z tymi drewnianymi boksami) i z nutką peerelu (stołówka). Ale chyba ok?

Kudż: Właśnie! Gdybym tylko zaznał błogiego uczucia mechanicznie przerywanych zewnętrznych powłok cielesnych, dałbym wydarzeniu pełne 9 na 10 punktów. Jak zwykle na konwencjach można było spotkać masę pozytywnych postaci. Chyba właśnie ludzie i atmosfera, jaką tworzą, stanowi największy atut tych imprez. Mam nadzieję, że po śmierci trafię na wieczną zaświatową konwencję tatuażu.

Ruda: Zaraz tam 9/10. Jasne, niesamowicie jest spotkać ludzi z całej Polski, których łączy ta sama pasja, zobaczyć tatuatorskie celebrities w akcji i nowe kwiatki na tatuatorskiej łączce czy poznać ludzi, z którymi miało się do tej pory kontakt tylko przez internet. No i nie zapominajmy, że rzesza fotografów różnej maści pozwoliła nam, zwykłym płótnom, poczuć się przez chwilę jak gwiazdy. Jednak z drugiej strony równie dobrze mogliśmy się spotkać gdzieś w lesie w środku lata i nie musieć płacić za wstęp na imprezę, której organizatorzy nie mają pojęcia o tatuażu. Niech świadczy o tym sama rozpiska imprezy, gdzie można było znaleźć takie kwiatki jak „tatuaż biochemiczny”, że o żenującej literówce na pamiątkowych dyplomach (sic!) dla zwycięzców konkursów nie wspomnę. No ale „miescje” to „miescje”, nie? Ja siedziałam w tym czasie pod igłą i właściwie tylko przez chwile widziałam, co działo się na scenie, a dane mi było raczyć się tylko muzyką. Opowiesz więcej?

Kudż: Występy tancerek brzucha przykuły uwagę przede wszystkim męskiej części publiczności, choć udało mi się wyłowić spośród tłumu kilka zawistnych niewieścich spojrzeń. Orientalnym dźwiękom i kocim ruchom nie udało się jednak przykuć na dłużej mojej uwagi. Dużo ciekawsze zarówno muzycznie jak i wizualnie były występy bębniarzy, chociaż repertuar okazał się nieco ubogi, bo w niedzielę bębnili dokładnie to samo co w sobotę. Najwięcej zainteresowania wzbudził jednak spektakl suspension przygotowany i poprowadzony przez Szamana i spółkę. W paramedycznej oprawie (kitle, stetoskopy, igły i personel- Siostry Bez Osierdzia) Suspension Team wyrywał śmiałków ze szponów grawitacji za pomocą lin i haków. Nie wzbudziło to jednak entuzjazmu wśród publiczności, a na twarzach malował się raczej niesmak wymieszany z chorobliwą fascynacją. Całe przedstawienie w moich oczach malowało się zbyt cierpiętniczo. Zbyt mocno zaakcentowany był cielesny wymiar aktu podwieszania. Biedny Roni wskutek pewnych niedociągnięć technicznych cierpiał iście pasyjne męki, wisząc nomen omen na crucifiction [w pozycji ukrzyżowania – przyp. red.]. Całość podlana była dawką industrialnych, wwiercających się w głowę dźwięków, które potęgowały jeszcze nieprzyjemne dreszcze.

Ruda: Bębniarze byli nieźli. Podobało mi się wczucie w klimat, mimo że wciąż średnio to dla mnie związane jest z tatuażem, a próba znajdowania punktu wspólnego pod znakiem prymitywizmu nie przemawia do mnie. Poza tym drażniło mnie jeszcze to, że kręcąc się koło sceny, nie widziałam, co się na niej dzieje. I akurat moja krótkowzroczność nie ma tu nic do rzeczy, bo pan kamerzysta, z którego kamery obraz można było oglądać na telebimie, widocznie cierpiał na zaawansowanego parkinsona. To skutecznie uniemożliwiało śledzenie tego, co się tam działo, na przykład w czasie konkursów. A wracając do suspension: i Roni, i Szaman, i piękna siostra Miss Venflon (niektórzy pewnie do tej pory nie mogą spać, wspominając ultrakrótki uniform tejże;) twierdzą, że taki był właśnie zamysł pokazu. Miało być mrocznie i niekonwencjonalnie (o ile suspension może być konwencjonalne). Ty chyba spodziewałeś się czegoś na kształt tattoofestowych Bobo’s Loco? 🙂

Kudż: Nie do końca. Ale ze strony Szamana spodziewałem się raczej nacisku na duchową stronę szybowania na hakach, na inicjacyjny charakter tego uwspółcześnionego rytuał. Obawiam się, że ukazanie suspension w takim świetle, jak zostało ukazane, nie będzie niczym więcej jak potwierdzeniem dla laików, że ludzie zajmujący się tym to zwyrodnialcy i pojeby. Bo takie właśnie emocje biły z twarzy wielu widzów. Z innych scenicznych wydarzeń nie można nie wspomnieć o części konkursowej festiwalu. Jak zwykle przy tej okazji trudno było dostać się pod scenę, a i tak skąpiono nieoficjalnym fotografom robienia zdjęć. Zdecydowanie więcej i dokładniej można było zobaczyć i dowiedzie się, przechadzając się pomiędzy boksami. Stamtąd też wyniosłem największe nasycenie swojej potrzeby piękna. Niewątpliwie tatuaż w Polsce stoi na coraz wyższym poziomie. Aż dusza się śmieje.

Ruda: Fakt, żadnych zdjęć z konkursów nie mamy. Zresztą, przynajmniej dla mnie, odbyły się one prawie niezauważalnie, oprócz jaskrawego bałaganu, który dał się we znaki nie tylko uczestnikom i sędziom. Nie musiałam stać pod sceną, żeby być rozdrażniona nieszczęsnym zwoływaniem ludzi, którzy chcieliby pokazać swoje tatuaże. Na parterze nie było nagłośnienia (kolejne niedociągnięcie organizatorskie) i informacje musiały iść w ruch pocztą pantoflową. Potem odwoływanie, przesuwanie konkursów, proszenie uczestników, żeby nie smarowali tatuaży grubą warstwą wazeliny (nawet tych świeżych, narażonych na otarcie w tłumie, na cudze wydzieliny etc; bo droga na scenę była męką) lub znów żeby jednak świeże tatuaże były przysłaniane folią… Nie wiadomo było też, jakie są kryteria wyboru. Z jury pamiętam tylko Aero i Żurawskiego, a to dlatego że obu panów znam. A czy był ktoś jeszcze – pojęcia nie mam. I to co mnie, jako miłośniczkę języka denerwowało najbardziej – konferansjerka. Organizatorzy branżowych imprez (czy to tatuażu, czy hodowców bydła) MUSZĄ znaleźć kogoś, kto nie tylko orientuje się w branży, ale też umie się w miarę płynnie i poprawnie wysłowić. Oprócz krakowskiej konwencji, na polskich imprezach tatuatorskich można zaobserwować albo wodolejów nie wiedzących, o czym mówią, albo ludzi zorientowanych w tatuażu, którzy nie panują nad językiem. Z całym szacunkiem dla Prykasa, którego i osobę, i prace cenię. Ale jak zwykle to, co się działo na scenie i generalnie w Dekompresji (nie wspomnieliśmy o kilkukrotnym braku prądu), osładzało to, co działo się między boksami. Niewiele mnie obchodziły konkursy, bo to co widziałam poza scena zarówno jakością jak i ilością niejednokrotnie rzucało na kolana. Atmosfera między boksami była naprawdę sympatyczna. Prawie z każdym można było porozmawiać. Byli też tacy, którzy próbowali podpatrzeć technikę niektórych tatuatorów. Wielu z nas nie tylko świetnie się bawiło, ale też wiele nauczyło.

Kudż: Nie wspomnieliśmy również o tym, że w sobotę zabrakło fajek już koło godz. 17, że był jeden gatunek piwa z nalewaka i że trzeba było trzymać ręką drzwi w kiblu, żeby się zwyczajnie wypróżnić. Na szczęście atmosfera skutecznie odwracała uwagę od niedociągnięć, choć niektórym bywalcom konwencji może się w końcu znudzić przymykanie oka na niektóre elementarne potrzeby, jakie muszą być zapewnione na tego typu imprezach. Do trzech razy sztuka, więc życzę organizatorom i sobie, aby wyciągnęli naukę i w przyszłym roku zapięli wszystko na ostatni guzik. Na pewno tam wrócimy.

Ruda: Ale wcześniej znów Kraków, po raz pierwszy nasz rodzinny Gdańsk, jeszcze Szczecin, chociaż pewnie się nie wybierzemy, a potem znów Łódź i kilka imprez w trakcie. Czego by zresztą nie mówić o organizacji, to dobrze, że tatuaż przestaje być terrą incognitą dla imprez masowych.

Lista nagrodzonych:

Sobota

Tatuaż czarno- biały mały:
I – Edek, Krokodyl, Koszalin
II – Marcin, Alien, Dąbrowa Górnicza
III – Bartek, Gulestus, Warszawa
Wyróżnienie: Anabi, Anabi-Tattoo, Szczecin

Tatuaż kolorowy duży:
I – Daveee, Kult, Kraków
II – Paweł, 3rd Eye, Grudziądz
III – Paweł, 3rd Eye, Grudziądz

Kompozycja damska:
I – Bartek, Bart Tattoo, Szczecin
II – Anabi, Anabi-Tattoo, Szczecin
III – Prykas, Prykas Tattoo, Rybnik

Tatuaż autorski:
I – Edek, Krokodyl, Koszalin
II – Marcin, Alien, Dąbrowa Górnicza
III – Paweł, 3rd Eye, Grudziądz
Wyróżnienie: Wiktor, Sigil, Łódź
Wyróżnienie: Batoon, Azazel , Milanówek

Tatuaż biomechaniczno i etniczny:
I – Maciek, Panopticum, Piotrków Trybunalski
II – Wiktor, Sigil, Łódź
III – Tofi, Artline, Rybnik
Wyróżnienie: Jarek Rzymski, Lucyfire, Szczecin
Wyróżnienie: Świost, Sopot

Tatuaż pierwszego dnia:
I – Marcin, Sauron, Ruda Śląska
II – Bartek, Bart Tattoo, Szczecin
III – Batoon, Azazel, Milanówek
Wyróżnienie: Jarząb, Blues Tattoo, Rumia
Wyróżnienie: Radek, Tryton, Bielsko-Biała

Niedziela

Tatuaż czarno- biały duży:
I – Rogal, Kult, Kraków
II – Edek, Krokodyl, Koszalin
III – Prykas, Prykas, Rybnik
Wyróżnienie: Marcin, Alien, Dąbrowa Górnicza
Wyróżnienie: Kaset, Blood&Pain, Piaseczno

Tatuaż kolorowy mały:
I – Marcin, Alien, Dąbrowa Górnicza
II – Łukasz, Lucky Tattoo, Tychy
III – Tofi, Artline, Rybnik
Wyróżnienie: Paweł, 3rd Eye, Grudziądz
Wyróżnienie: Anabi, Anabi-Tattoo, Szczecin

Kompozycja męska:
I – Wiktor, Sigil, Łódź
II – Karaś, Prykas, Rybnik
III – Roman, East Side Ink, Białystok

Tatuaż realistyczny:
I – Sebastian, Miniol, Sieradz
II – Tofi, Artline, Rybnik
III – Marcin, Alien, Dąbrowa Górnicza
Wyróżnienie: Anabi, Anabi-Tattoo, Szczecin
Wyróżnienie: Bartek, Gulestus, Warszawa

Tatuaż drugiego dnia:
I – Tofi, Artline, Rybnik
II – Marcin, Sauron, Ruda Śląska
III – Piotr, Evil Tattoo, Kalisz
Wyróżnienie: Mateusz, Alien Tattoo, Dąbrowa Górnicza
Wyróżnienie: Asia, Prykas, Rybnik

Losowe zdjęcia

body_art_convention_warsaw_2011_20120106_1242125540 dawid_rudziski_gulestus_warszawa_20101030_1668122266 marzan_sauron_ruda_lska_20101031_1862333803 konwencja_tatuau_we_frankfurcie_5-7_marca_2010_20100314_1846279277 zwycizcy_20100314_1202141833 eastern_art_fusion_warszawa_2009_20090908_1122486907 alex1027 norman0703 42446428_497603880649761_709072403052888064_n