Od jakiegoś czasu w internecie zaczęły krążyć ciekawe portrety tatuatorów. Tych mniej i tych bardziej znanych. Głównie ze Śląska. Ich autor przedstawia artystów w ciekawy, oryginalny sposób, łącząc grafikę z fotografią. Nic dziwnego, że wziął się za taki temat, skoro jego pasją są fotografia i tatuaż. Połączył po prostu to, co kocha. Michał Sygut, bo o nim mowa, urodził się w 1981 roku w Siemianowicach Śląskich, gdzie mieszka do dziś. Skończył architekturę i fotografię. Zgodził się wziąć udział w drugiej edycji Body Art Convention (27-28 października, Pałac Kultury i Nauki, Warszawa), gdzie będzie kontynuował swój projekt fotografowania tatuatorów.
Skąd pomysł na taki projekt?
Michał Sygut: Kilka lat temu zrobiłem sobie pierwszy tatuaż i wtedy też poznałem swojego tatuażystę. Później przeglądałem fora czytałem o tatuażach i zawsze widziałem jego prace, a nie samego artystę. Pomyślałem wtedy, żeby zrobić mu zdjęcie. Zaczęło od Siemianowic, a teraz z każdym tygodniem projekt rośnie. Poza tym, sam mam tatuaże i z upływem czasu dodaje ich coraz więcej. To chyba większe uzależnienie niż alkohol. Kiedyś ludzie się fajnie ubierali, teraz dodają tattoo. Zazwyczaj to bardzo indywidualne i silne osoby. I to mi się w nich podoba.
Na zdjęciach widać połączenie fotografii i grafiki. Czego jest więcej? I jak to robisz?
Zdjęcie wykonane jest aparatem cyfrowym z oświetleniem studyjnym. Później praca w programach graficznych. W pracy jest około 30 proc. grafiki. Pierwsza wykonana była z nakładaniem na siebie klatek (wielokrotna ekspozycja jednego kadru). Później dodałem do tego „grafikę” programową.
Zamysłem było wielokrotne nakładanie obrazów na siebie, ale w efekcie zatrzymałem się
tylko na dwóch klatkach.
Co sądzisz na temat graficznego obrabiania zdjęć? Niektórzy uważają, że to już nie ma nic wspólnego z prawdziwą fotografią.
To temat rzeka. Na pewno nie ma się co zapierać, że czegoś się nie dotknie… Lubię fotografować analogami. Cyfra jest bardziej „komercyjna”. Jest tak, że kiedyś siedziałem w ciemni, teraz siedzę przed monitorem i używam go jako cyfrowej ciemni. Moim zdaniem to narzędzie jak każde inne.
Najważniejszy jest pomysł i konsekwencja wykonania.
Kim są bohaterowie tych sesji?
Osoby, które wykonują tatuaże – ludzie, artyści, którzy pozostawiają swoje dzieła na ludzkim ciele. Chciałbym, fotografując ich, promować pracę, jaką wykonują. Są tatuatorzy między innymi z Katowic, Tarnowskich Gór, Zabrza czy Sosnowca.
Ile projekt potrwa?
Założyłem na początek, że to będzie 25 osób, które wykonują tatuaże na Śląsku. Ale jestem pozytywnie zaskoczony reakcją ludzi i myślę, że będę chciał więcej. Tak więc, myślę, że projekt potrwa około dwa lata. Zawsze daję sobie czas na projekty fotograficzne. Później chciałbym zakończyć to pokazem prac. Mam nadzieję, że się uda.
Zajmujesz się fotografią na co dzień?
Jestem związany z aparatem od 12 lat i nie zamierza poprzestać. Obserwacja człowieka to moja pasja, fotografowanie to sposób na „karteczki”, które przypominają o danym zdarzeniu… Obecnie szukam pracy w dziedzinie fotografii. Z wykształcenia jestem fototechnikiem i architektem. Staram się łączyć te dwa zawody.
Będziesz gościem warszawskiej imprezy Body Art Convention. Byłeś już kiedyś na konwencji tatuażu? Co sądzisz o takich imprezach?
Chętnie pojawię się w Warszawie. Z pewnością wezmę aparat i studio, żeby kontynuować mój projekt. Niestety wcześniej nie miałem okazji uczestniczyć w konwencji tatuażu, ale myślę, że to super impreza i dla osób, które chcą się wytatuować (wszystkiego mogą dowiedzieć się na miejscu) i dla tatuujących. Moim zdaniem są trzy główne powody, dla których tatuatorzy powinni brać w nich udział. Po pierwsze, rywalizacja, która wymaga zaangażowania i rozwoju umiejętności. Po drugie, mają okazję pokazać się w szerszym gronie i wystawić swoje prace. To coś jak wernisaż
dla artysty. Po trzecie, to są podobno super imprezy!
Więcej: MICHAŁ SYGUT