Postanowili połączyć hardcora z hip-hopem. Po kilkuletniej przerwie na scenie hc/punk zaskoczyli wszystkich i powrócili z całkiem nowym projektem. Nagrali płytę z warszawskim raperem, Vieniem z Molesty. Jak podkreślają, to muzyka ulicy, która łączy dwa nurty muzyczne, a jednocześnie dwa światy. Ale Way Side Crew, bo o nich mowa, nie lubią ograniczeń w muzyce, dlatego są w trakcie realizacji kilku kolejnych oryginalnych projektów.
Poza tym są mocno wytatuowani, czym udowadniają przewodnią myśl naszej strony, że muzyka i tatuaże są ze sobą ściśle powiązane. Na potwierdzenie dodam, że wraz w Vieniem zagrali podczas pierwszej edycji warszawskiego festiwalu sztuki ciała Body Art Convention.
Postanowiłam pogadać z Krisem, gitarzystą WSC, kompozytorem muzyki do krążka „Wspólny Mianownik” i realizatorem w Mania Studio, który bez muzyki nie wyobraża sobie życia.
Najnowsza płyta Analogsów pojechała właśnie do wytwórni. Co sądzisz o tym wydawnictwie jako jego realizator?
Kris: Zabija mnie to słowo.
Słowo „realizator”? Dlaczego?
– Tak poważnie brzmi… Ale tak, nagrywałem płytę Analogsów. Na pewno będzie inna niż pozostałe pod względem brzmienia – dynamiczna, selektywna, bez efektu garażu. Piguła zdał się na moje ucho, więc wszystko zmieniłem. Inaczej podszedłem do brzmień i myślę że zrobiliśmy nową jakość. Zależało nam na tym, aby wszystko było klarowne i czytelne, myślę ze fani będą zadowoleni.
A tekstowo?
– Teksty mówią o tym, co zawsze. Wydając 13-tą płytę trudno napisać coś nowego. Ale Piguła jest dobry w tym, co robi, więc wszystko się zgadza.
Dobrze ci się współpracuje z chłopakami z Analogsów?
– Zajebiście! Znamy się od dawna, to i współpraca jest bardzo dobra, chłopaki sprawnie działają w studio są dobrze przygotowani. Poza tym Paweł zaprosił mnie gościnnie na płytę, jako gitarzystę, więc dograłem też kilka swoich pomysłów.
Jakich?
– Akustyki, klawisze, jakieś solo. Zrobiłem też aranż jednego numeru, a Karol zaśpiewał gościnnie.
ZOBACZ TATUAŻE WAY SIDE CREW:
Szykujesz z Pigułą również solowy projekt.
– Od dłuższego czasu siedzimy nad tym projektem. Wieloletnia przyjaźń będzie wreszcie podsumowana muzycznie. Bardzo mnie ta współpraca cieszy. Utwory pojawią się na składance która ukaże się prawdopodobnie na wiosnę. Będzie na niej projekt solowy Harcerza, Piguły i Sinners. Już kiedyś to wspólnie nagraliśmy, ale teraz robimy wszystko od nowa.
Czyli odświeżacie?
– Powiedzmy! Teraz będzie lepiej.
Wspomniałeś o Sinners. Co to takiego?
– To wspólny rockowy projekt mój i Karola z Wiśnią z Beri Beri na wokalu. Bardzo ją lubię jako wokalistkę i koleżankę. Dobrze nam się współpracuje i dogaduje, więc Sinners to taka naturalna potrzeba zrobienia czegoś razem w muzyce.
Macie już nawet trzy numery. Co dalej? Jakaś płyta?
– Płyta to raczej odległa sprawa. Planujemy jakieś dwa covery.
W listopadzie mówiłeś mi, że masz plan nagrania czterech kawałków z raperem EsWu. Udało się?
– Tak, nagraliśmy już te numery i powoli zaczynam się za nie brać. EsWu to nasz serdeczny kolega z koluszkowskiego składu Premiera.
Kiedy będziemy mogli ich posłuchać?
– Myślę, że w tym miesiącu, ale daty jeszcze nie znam. Na pewno dam znać, jak się pojawią. Będziemy mieć fajnych gości, ale nie chcę zapeszać. I klip też będzie, więc wszystko jest zaplanowane.
Zdradzisz coś więcej?
– Nie, trzeba poczekać! 🙂
To nie pierwsza przygoda z hip-hopem. Pod koniec 2011 roku ukazała się płyta, którą nagraliście wspólnie z Vieniem z Molesty. Skąd pomysł na taki projekt?
– Pomysł dojrzewał od bardzo dawna. Nasza współpraca trwa już kilka lat. Gdy zrobiliśmy z Vieniem dwa numery, doszliśmy jednomyślnie do wniosku, że już czas popełnić cały krążek. Uwieńczeniem tego jest właśnie płyta „Wspólny mianownik”. Takie granie siedziało mi już od kilku lat. Chciałem zrobić projekt hardcore i jak się okazało Vienio też o tym myślał. Postanowiliśmy więc połączyć te dwa gatunki muzyczne w całość i zrobić miks hardcora i hip-hopu, ale na zupełnie własnych zasadach, bez jakichkolwiek inspiracji. Dla obu stron to coś nowego i świeżego, a zarazem poszerzenie własnych horyzontów muzycznych.
Uważasz, że połączenie hip-hopu i hardcora się sprawdza?
– Jeśli już mówimy o takim połączeniu, to muszę wyjaśnić, że nasz projekt nie ma kompletnie nic wspólnego z zespołami typu Limp Bizkit czy Linkin Park. Zdecydowanie to nie jest ten kierunek, a te zespoły nie mają dla mnie nic wspólnego ze sceną hardcore. Natomiast połączenie hc z hh istnieje już od wielu lat. Te dwa światy łączą się ze sobą, w wyniku czego powstają bardzo fajne płyty. Wielu wokalistów hc ma swoje projekty hh. Uważam, że wszystkie tego typu eksperymenty edukują muzycznie i doskonale się uzupełniają. Na naszej płycie są też dwa numery w klimacie punkowym i ska. Stanowią one swoisty smaczek i jednocześnie urozmaicenie tego krążka. Cechą wspólną tych gatunków jest na pewno przekaz, który dotyczy nas wszystkich, bez względu na rodzaj subkultury czy status społeczny. Mamy podobne problemy, podobne pragnienia i często postrzegamy w ten sam sposób rzeczywistość. Wzajemne poznawanie i łączenie różnych kultur muzycznych pokazuje, że stoimy po tej samej stronie i walczymy właściwie w tej samej sprawie.
Chcecie przekazać słuchaczom konkretne przesłanie?
– Ta płyta traktuje o codzienności, o życiu, które nas otacza, o jego złych i dobrych stronach. Pokazuje nasze pokolenie! Opowiada o tym, jak to było kiedyś, jednocześnie przeciwstawiając to obecnej rzeczywistości i jej skutkom. Pokazuje małostkowość ludzi i brak tolerancji względem innych kultur czy religii, a często wobec siebie samych. Jest tu też dobrze przedstawione zjawisko kultury masowej, czyli odwieczne: Co wypada, a co nie? Jak powinno być, a jak nie? Co pomyślą inni? Nasze zacofanie i głupota, a zarazem cynizm w czystej formie.
VIENIO & WAY SIDE CREW W PAŁACU KULTURY I NAUKI – GALERIA
Album „Wspólny Mianownik” zawiera głównie nowe wersje utworów znanych z solowej płyty Vienia „Etos 2010″. To był jego przekaz i jego myśli. Identyfikujecie się z tymi tekstami?
– Robiąc remiksy, miałem wolną rękę, jeśli chodzi o wybór utworów. Kierowałem się tekstami, jednocześnie myśląc już o aranżacji. Ich instrumentalny wymiar zmienia konwencje i stanowi jakąś alternatywę do oryginału. Na pewno inaczej się tego słucha w takim wykonaniu. Na płycie „ Etos 2010” jest masa zajebistych numerów z mądrymi i bardzo celnymi przemyśleniami. Uważam, że tą płytą Vienio potwierdził swoją klasę, a zawartość liryczna pasuje do każdego z nas i ciężko się nie zgodzić z przesłaniem, na przykład w „Nowych Blokach” czy „Różnicach”. Teksty Vienia dotyczą nas wszystkich, a muzyka to opakowanie.
Jak się poznaliście z Vieniem i kiedy?
– Pierwszym wspólnym utworem był remiks „Dla społeczeństwa” z płyty Molesty Ewenement „Nigdy Nie Mów Nigdy”. Pomysłodawcami naszej współpracy był Mania i Łazar, którzy są moimi przyjaciółmi od lat. To właśnie Mateusz, znany jako Mania zorganizował spotkanie z Vieniem u niego w Warszawie. Bardzo miło je wspominam, było naprawdę sympatycznie i myślę że od razu wiedzieliśmy, co trzeba zrobić. Tak się właściwie zaczęła nasza znajomość. Dużo rozmawialiśmy o muzyce i okazało się, że Vienio jest naprawdę dobrze osłuchany w klimatach hardcore i punk rock. Zaskoczył mnie pozytywnie. Jego szczery i prawdziwy przekaz oraz charakterystyczna barwa głosu, która idealnie współbrzmi z gitarami, nie pozostawia wątpliwości, że to właśnie Vienio jest idealną osobą do takiego projektu.
Jak wam się układała współpraca?
– Mamy czysto koleżeński układ bez zbędnego ciśnienia. Szanujemy się, korzystamy ze swoich doświadczeń i wspieramy się w tym, co robimy. W projekcie stanowimy zespół i tak właśnie działamy.
Na płycie są też zupełnie nowe kompozycje, jak „Potwór”. Nie myśleliście, żeby nagrać z Vieniem zupełnie nowe kawałki?
– Taka opcja byłaby na pewno najlepsza i mam nadzieję, że w przyszłości tak właśnie będzie. Teraz musi jednak wystarczyć to, co jest.
Dlaczego zdecydowaliście się wydać „Wspólny mianownik” w małej niezależnej wytwórni z Krakowa – Spook Records?
– Wydawcą płyty jest wytwórnia z Warszawy – Dream Music. Spook Records jest tylko współwydawcą, a nasza współpraca opiera się na sprzedaży płyt przez Spooka. I jest git.
Wcześniej graliście w bardziej melodyjnych punkowych klimatach.
– Przede wszystkim trzeba rozgraniczyć dwie sprawy. Vienio i WSC to projekt niezależny, składający się z trzech muzyków z zespołu i Vienia. Natomiast Way Side Crew jako zespół istnieje od 2000 roku. Nigdy nie wpasowywaliśmy się w sztywne ramy i nie określaliśmy się konkretnym stylem muzycznym, ale oczywiście bliżej nam jest do punkowych klimatów.
Obserwując twoje projekty, trudno nie zauważyć dużej muzycznej rozpiętości. Od hc i punka przez hip hop po rock.
– Kocham muzykę. To moje życie. Mam dużo pomysłów i nie zamykam się na nowe doświadczenia. Realizując nagrania w Mania Studio, mam możliwość działania na wielu płaszczyznach z różnymi muzykami jako realizator i producent. Konsekwentnie wprowadzam w życie swoje plany.
Ale czy jest jednak mimo wszystko jakiś gatunek, który jest ci najbliższy?
– Oczywiście od zawsze na równi hardcore i punkrock. Ale lubię poeksperymentować.
Kto założył WSC? I jak przez te lata rozwijała się wasza działalność?
– Założyliśmy zespół z Karolem (wokal), Przemkiem (bas) i Piotrkiem (perkusja). Cztery lata później dołączył Jarek (gitara) i w tym składzie działaliśmy na scenie przez kolejne cztery lat. W 2004 wydaliśmy pierwszą płytę „Way Side Crew” w wytwórni Jimmy Jazz Records, a dwa lata później w tej samej wytwórni ukazała się druga płyta „Razem do piekła”. Zespół pokazał się też na kilku kompilacjach, między innymi „Garaż”, „Prowadź mnie ulico” i „Street rockers”. Nagraliśmy ponadto cztery klipy do utworów: „Mija czas”, „Rewolucja”, „Anioł śmierci” i „Przegrany los”.
Potem było o was cicho. Co porabialiście przez ten czas?
– Po siedmiu latach w 2007 roku odszedł gitarzysta i perkusista, a my zawiesiliśmy działalność sceniczną. Był to dla mnie czas na realizacje nowego projektu i wtedy zaczęliśmy współpracować z Vieniem. Obecnie nastąpiła reaktywacja WSC i do zespołu dołączyło dwóch nowych muzyków grających w Unit Laundry, Maciek (perkusja) i Piotrek (gitara).
W październiku 2011 mówiłeś, że właśnie pracujecie nad swoją nową płytą. Kiedy się ukaże?
– Niestety mamy chwilowy zastój. Wszystko stanęło w miejscu z przyczyn niezależnych od nas.
Niektórzy twierdzą, że WSC to próba naśladowania Discipline. Co ty na to?
– Nigdy nie myślałem w ten sposób, ponieważ Discipline to nie nasza bajka. Jeżeli znasz naszą twórczość, to wiesz, że nie mamy muzycznie nic wspólnego. Ale rzeczywiście słyszałem kiedyś o tym i myślę że nikt kompetentny tego nie wymyślił. Natomiast złośliwi zawsze coś twierdzą i wiedzą lepiej.
WSC to częściowo rodzinny projekt. Jesteście z Karolem braćmi. Dobrze się współpracuje z rodziną?
– Bardzo dobrze! Mamy ten sam punkt widzenia, jeśli chodzi o muzykę i takie same fascynacje, więc dogadujemy się idealnie. Nawet jeśli się opierdalamy, to wszystko zostaje w rodzinie. Poza tym wzajemne wsparcie i zaufanie pozwala nam na kreatywne działanie. Właściwie Przemek (basista) też jest dla nas jak brat. Razem się wychowywaliśmy, razem idziemy przez życie, więc to faktycznie zespół rodzinny.
Pochodzicie z małej miejscowości Koluszki. Jak się tam miewa scena hc/punk? Jest w ogóle coś takiego?
– Koluszki to rzeczywiście małe miasto, niemniej jednak istnieje grupa ludzi z klimatu punk i hc. Czasem odbywają się nawet koncerty, wiec wielkiej biedy nie ma. Udział w tej scenie ma również hh, którego odbiorcy przychodzą na takie gigi i dobrze się bawią. Pod tym względem w Koluszkach jest dobry klimat.
Co tam porabiasz poza robieniem muzyki?
– To samo co w każdym innym mieście. Spotykam się ze znajomymi, czasem są jakieś balety. Poza tym w tygodniu praca i treningi, wiec tego czasu nie ma za wiele. Generalnie większość swojego wolnego czasu staram się poświęcić na prace w studiu nagrań, czyli i tak wszystko kręci się wokół muzyki.
A czy są momenty, że musisz odpocząć od muzyki?
– W jakim sensie? Od słuchania, grania czy robienia i nagrywania?
Po prostu! Czy czasem wolisz ciszę?
– Ja jestem uzależniony od muzyki. To jest dla mnie narkotyk. Nie wyobrażam sobie życia bez niej i nie słyszenia jej. Równie dobrze mógłbym nie żyć.
Praktycznie wszyscy jesteście na maksa wytatuowani. Skąd taka fascynacja dziarami?
– Dla mnie tatuaż to rodzaj sztuki, dzięki której można wyrazić siebie. Od zawsze mnie fascynował. Nawet jak byłem dzieckiem, wiedziałem, że kiedyś zrobię sobie tatuaż. Taka forma sztuki jest dla mnie najbardziej wymowna i prawdziwa, ponieważ ozdabianie własnego ciała to nie malowanie obrazów czy ścian i zostaje na całe życie. Zawsze podobał mi się widok wytatuowanych ludzi. Widziałem w tym jakiś rodzaj wolności, chociaż w naszym społeczeństwie tatuaż nadal kojarzy się z więzieniem.
Twoje tatuaże znaczą dla ciebie coś konkretnego czy są zwykłą ozdobą?
– Są związane z moim życiem, z sytuacjami, które się wydarzyły i moimi poglądami. Upamiętniają sprawy dla mnie ważne. Patrząc na tatuaże, pamiętam ich historie.
U kogo się tatuujesz?
– Jesteśmy wszyscy zaprzyjaźnieni ze studiem Sigil Tattoo z Łodzi, w którym tatuuje Wiktor . To on jest w większości związany z naszymi pracami. W zasadzie od początku jeździmy do niego i tam się tatuujemy.
Od początku, to znaczy od kiedy?
– Pierwszą dziarkę nabyłem 15 lat temu. To był prezent urodzinowy, który sam sobie sprawiłem. Oczywiście jeszcze bez wiedzy rodziców.
Dbacie o swój wygląd – jesteście napakowani, wydziarani. Przez to dużo osób na scenie odbiera was jako lansiarzy.
– Nie widzę nic złego w dbaniu o siebie. Oczywiście, jak we wszystkim, są pewne granice. Od wielu lat trenujemy, bo to po prostu sport, który lubimy. Myślę, że wiele osób ze sceny uprawia jakąś dyscyplinę. Tatuuje się też bardzo dużo ludzi, więc nie wiem, co ma wspólnego nasz wygląd z lansem. Dziwią mnie takie opinie ludzi z klimatu, którzy powinni wiedzieć, że w Polsce dziary to cały czas jeszcze nic pozytywnego. Pewnie wielu miało problem ze znalezieniem pracy, bo ktoś ich oceniał właśnie za wygląd albo był pod stałą obserwacją podczas zakupów w sklepie. To chyba nie jest lans, jeśli tak się dzieje. Ale nasze społeczeństwo jest przesiąknięte jakąś chorą zawiścią i nie brakuje debili, którzy tylko hejtują. Z reguły jako internetowi wojownicy, oczywiście anonimowo. Generalnie mój wygląd to moja sprawa i nie interesuje mnie, co inni o tym myślą. Nie robię tego dla nich. Wyglądam tak, jak chcę.
Jak, według ciebie, ważna jest dziś moda/wygląd na scenie hc/punk?
– Nie jestem ekspertem w tej dziedzinie. Widzę jednak, jak wszystko się zmienia, jaki wpływ ma TV, głównie na dzieciaki, na ich sposób myślenia i image. Myślę, że taka jest kolej rzeczy. Trendy przychodzą głównie zza oceanu i zmieniają się w zależności od potrzeb rynku. Dlatego uważam, że trzeba sobie indywidualnie odpowiedzieć na pytanie, czy to jest dla nas moda, czy sposób na życie.
Uważasz, że dobrze łączyć tatuaże z określoną muzyką?
– Raczej jedno od drugiego nie powinno być zależne. Przecież tatuują się różni ludzie, bez względu na rodzaj słuchanej muzyki, kolor skóry czy status społeczny. To sztuka dostępna dla wszystkich i dobrze, że znajduje coraz większe grono odbiorców.
Rozmawiała KaśkaHCT