Skontaktuj się z nami!   +48 511 991 135

Game Over: O Nowej to Hucie są słowa [wywiad]


fot. Andrzej Banaś GK

Muzyką zajęli się z nudów. – Byli kumple, ale nie było zajęć, głównie wychodziło się na piwo na ławkę. A że słuchaliśmy podobnej muzyki, wymyśliliśmy zespół – opowiada Tomek, basista i jeden z założycieli nowohuckiej kapeli Game Over. Pierwsze kawałki napisali jeszcze w latach 90. Jednak pierwszą płytę wydali dopiero w 2010 roku. Choć dziś ich postrzeganie świata trochę się zmieniło, uważają, że ich teksty nie straciły na aktualności. O historii zespołu, kibicowaniu, hardcorze i Nowej Hucie rozmawiałam przy dużym kuflu piwa z Tomkiem, Łukaszem i Wojtkiem.

Parę dobrych lat temu było o was głośno. Potem zniknęliście. Po kilku latach powróciliście i nagraliście płytę, ale teraz znów cisza. Jak wygląda historia istnienia Game Over?
Tomek:
Zaczęliśmy grać w 1998 roku. Najpierw w podziemiach Świtu. Potem mieliśmy próby w salce w XII liceum na os. Kolorowym. Wojtek grał początkowo z innym zespołem, ale w 1999 jego kapela się rozpadła i razem z perkusistą dołączył do nas. W ten sposób powstał czteroosobowy skład. Ja śpiewałem, Birken grał na basie, Wojtek na gitarze, a Daniel na perkusji. Pierwszy koncert zagraliśmy w 2000 roku. To był przegląd kapel w XXI liceum. Dziś ze starego składu zostaliśmy już tylko ja i Wojtek.
W 2004 przestaliśmy grać. Nie pamiętam już nawet dlaczego. Nagraliśmy demówkę i zakończyliśmy działalność. Do tematu powróciliśmy w 2008.
Łukasz: W 2006-2007 uformowała się ekipa koncertowa. Chodziliśmy razem na koncerty i inne imprezy. Bardzo dobrze wtedy poznałem Tomka, Wojtka i Andrzeja, który miał plany, żeby reaktywować Game Over. Przy okazji różnych zakrapianych imprez, coraz częściej padały luźne zobowiązania, że można zacząć znowu grać. Na szczęście, nie skończyło się na pijackich deklaracjach, tylko faktycznie któregoś dnia zaczęliśmy pogrywać. Potem załatwiliśmy sobie salę w Nowej Hucie. Podstawowym celem było nagrać płytę, więc cały czas wałkowaliśmy numery. W 2009 wreszcie zaczęliśmy ją nagrywać. Wyszła na początku 2010 roku. Od tamtej pory, jak mamy jakieś okazje, to staramy się grać. Problem jest jednak taki, że nie mamy obecnie stałego perkusisty. Tak więc kapela niby jest, ale nie do końca.
Tomek: Po reaktywacji grał z nami Micek z Second Chance i Bomb The World. Nagraliśmy razem całą płytę. Potem zmieniliśmy perkusistę, bo Mickowi urodziło się dziecko i nie był w stanie pociągnąć grania w trzech kapelach. Wtedy na perkusję doszedł Hubert i grał z nami cały czas. Teraz, od jesieni nie mieliśmy żadnych koncertów. Ale cały czas mamy plany na wydanie drugiej płyty. Robimy już nawet do niej kawałki.
Łukasz:
Jest już bardzo dużo materiału. Szkoda by było zarzucić wszystkie te pomysły i gotowe teksty. Jest już bliżej końca niż początku. Dlatego temat zespołu jest dla nas cały czas aktualny. Trzeba będzie chyba zrobić reaktywację numer dwa. Siąść, pogadać w osiem oczu i postanowić, co robimy dalej. W międzyczasie Wojtkowi urodził się syn, więc też musimy brać pod uwagę to, że nie wszyscy będą mieć tyle samo czasu na zespół.

Kawałki, które znalazły się na płycie, był gotowe jeszcze przed rozpadem. Czemu wtedy nie wydaliście płyty?
Tomek:
Nie mieliśmy kasy.
Wojtek: To był okres, kiedy mało kto z nas pracował. Nasze cele nie były takie jak dziś, pieniądze szły na co innego… Usłyszałem kiedyś opinię, że naszą kapelą nie warto się rajcować, bo kawałki są sprzed 10 lat. Tak właśnie jest, nie ukrywamy tego. Jednym z pierwszych była „Huta”, razem z kawałkiem „Ulica” i „Nasze czasy”.
Tomek: Może były trochę inaczej grane. Teraz zostały podrasowane muzycznie. Ale ich koncepcja i słowa zostały opracowane jeszcze przed 2000 rokiem.

Czy teksty, które powstały ponad 10 lat temu, nadal są dla was aktualne?
Wojtek:
Większość z tych tekstów nie ma jak stracić na wartości. One nie były dostosowane tylko do czasów, w których powstały. Są uniwersalne.

A zmieniło się wasze postrzeganie Huty, która jest jedną z ważniejszych bohaterek waszych kawałków?
Wojtek:
Ja postrzegam ją teraz bardziej pod kątem architektonicznym. Dawniej była dla nas ważna bardziej na zasadzie koleżeńskiej.

Czyli?
Tomek:
Wychowywaliśmy się tam. Byli kumple, nie było zajęć, więc wychodziło się na piwo na ławkę. W sumie nie mieliśmy, co robić. Stąd wzięła się muzyka. Ja grałem na gitarze, Birken na gitarze basowej. Spotkaliśmy Michała, który uczył się grać na perkusji. A że słuchaliśmy podobnej muzyki, wymyśliliśmy zespół.

Nowa Huta to dobre miejsce, żeby robić tam muzykę?
Tomek:
Na początku było słabo. Nie mieliśmy gdzie grać. Po znajomości załatwiliśmy knajpę w Świcie. Potem też po znajomości salkę w XII liceum. Brakowało sprzętu. Gitary mieliśmy, ale nie było się do czego podłączyć. W liceum zaczęliśmy grać na starych Eltronach, sprzęcie do przemówień. Ciężko było. Nie mogliśmy po prostu iść do sklepu po porządny sprzęt. Trzeba było kombinować.
Wojtek: W liceum były głośniki, które nie działały. Gość na giełdzie naprawił je za 60 zł. Perkusję też mieliśmy kiepską. Kupiliśmy ją od chłopaków z Teatralnego.
Byłoby nam wtedy łatwiej, gdybyśmy mieli kasę. Sprzęt już był w sklepach dostępny, ale nie było z czego tego finansować. Teraz, kiedy każdy z nas pracuje, jest zdecydowanie łatwiej.

fot. Andrzej Banaś,

Śpiewacie o Hucie, żeby wypromować to miejsce?
Wojtek:
Jakbyśmy mieszkali na Prądniku czy na Pradze w Warszawie, to byśmy śpiewali o tych dzielnicach. Nie śpiewamy, że w Hucie jest fajnie i warto tu przyjechać. Pokazujemy po prostu jak jest w dzielnicy, w której mieszkamy. To są teksty wzięte z podwórka, o nas, o naszych kolegach.
Tomek: To może być nawet antyreklama Huty. Pokazujemy, jak ona wygląda. Nie da się ukryć, że wzorowaliśmy się też na kapelach z tego okresu. One też śpiewały o miejscach swojego zamieszkania. To dość popularne w takiej muzyce.

Skąd się bierze lokalny, nowohucki patriotyzm?
Tomek:
Większość osób z Huty to potomkowie tych, którzy tę Hutę przyjechali budować. Sami dla siebie ją stworzyli i pewnie stąd się to bierze.
Wojtek: Kiedyś Nowa Huta i Kraków to były osobne miasta. Dzieliła je spora odległość. Jak ktoś był z Huty, to nie był z Krakowa. Mieszkańcy Huty to byli przyjezdni ludzie, ich się nie lubiło. Ten spór trwa od lat. Mój wujek, który ma teraz blisko 60 lat i pochodzi z okolic ul. Akacjowej (Rakowice) twierdzi, że kiedyś w Hucie było naprawdę groźnie. Opowiadał mi, jak prali się z ludźmi z Huty – 200 osób z Prądnika i Rakowic i 200 z Huty.
Łukasz: Ja pochodzę z Prądnika i nie miałem tam kumpli, którzy by na czymś grali. Zakładając kapelę, musiałem zmontować ekipę z chłopaków z innych osiedli. Ktoś był z Prądnika, ktoś z Piasków Nowych, ktoś z Krowodrzy. To nie jest tak, że ktoś nie chciałby śpiewać o miejscu, w którym się wychował. Gdyby u mnie na osiedlu była odpowiednia ekipa, co drugi numer byłby o Prądniku Czerwonym.
W Hucie jest po prostu więcej osób skorych do grania, zainteresowanych robieniem muzyki. Było bardzo dużo zespołów, których 80 proc. składu to osoby z NH.
Wojtek: Nigdzie nie było tylu zespołów co w Nowej Hucie. Może siarkowodór z kominów kombinatu powoduje ten napływ muzycznych emocji 🙂

Zrobiliście przeróbkę „Piosenki nowohuckiej”, jednej z najstarszych kawałków o Nowej Hucie. Czemu akurat ten?
Wojtek:
Ten numer został przygotowany na konkurs zorganizowany przez radnego Maćka Twaroga.
Tomek: Niestety spóźniliśmy się na konkurs. Przegapiliśmy termin. Ale kawałek został, więc postanowiliśmy go umieścić na płycie. Strasznie głupi nie jest…

Czemu zdecydowaliście się wydać w takiej kontrowersyjnej wytwórni jaką jest Olifant?
Łukasz:
Bosy z Olifanta nam to zaproponował. Odezwał się, gdy usłyszał, że szukamy wydawcy. Ktoś chciał nas wydać, zaoferował fajne warunki, więc się zgodziliśmy. Zupełnie nie interesowały nas kwestie ideologiczne. Potem okazało się, że z powodu wydania się tam powstała afera. Jacyś kolesie zaczęli nam cisnąć jakieś inwektywy, co patrząc jakimi jesteśmy ludźmi, daje efekt komiczny.
Uważam, że na obecnej scenie hardcore/punk jest coraz więcej polityki i ideologii i coraz mniej muzyki. Coś co dla nas jest nieistotne i nie gra żadnej roli, dla innych staje się tematem numer jeden. Na tej scenie zaczyna się dziać coś, z czym ona zawsze walczyła. Zaczyna się oceniać po okładce. W pierwszej kolejności ludzie patrzą, gdzie ktoś wydał płytę. Muzyka jest na drugim miejscu. Jeżeli ktoś wyrabia sobie zdanie na temat ludzi grających w Game Over na bazie tego, gdzie wydali swoja płytę, to jest idiotą.
Mamy swoje poglądy (żeby było jasne, nie zawsze są spójne, nie stanowimy wspólnego ideologicznego frontu) na tematy polityczne czy ekonomiczne. Ale według nas scena nie jest dobrym miejscem do artykułowania tego typu rzeczy.
Kiedy zaczynaliśmy chodzić na hardcorowe i punkowe koncerty, wyglądało to zupełnie inaczej. Na Bandoga przychodziło wtedy 300-400 osób. Chodziłem na te koncerty z kumplami z osiedla, którzy słuchali tej muzyki, bo im się bardzo podobała. Jak ktoś był znudzony tym, co widział w telewizji, to miał szansę uciec w zupełnie inny, alternatywny klimat muzyczny. Nikt nie był nastawiony na jakieś kaznodziejstwo scenowe. Dziś nasz przykład pokazuje, że najważniejsza jest otoczka ideologiczna i polityczna, nie muzyka. Nie będziemy z tym walczyć, bo mamy ważniejsze rzeczy do robienia w życiu. Ale nam się to nie podoba. Przez to scena jest hermetyczna i podzielona. Mamy gdzieś grupy wpływu, które mówią, że trzeba się wydać tam, a nie tam.

Czyli dla was hardcore to tylko muzyka?
Łukasz:
Głównie muzyka, żadnej polityki.
Wojtek: Ale jakaś ideologia jest. Jakbyśmy mieli robić muzykę bez ideologii, to nie gralibyśmy tego, co gramy. Albo jest muzyka do tańczenia, albo taka, przy której trzeba się chwilę zastanowić.
Łukasz: Zgadza się, ale śpiewamy bardziej o tym, co widzimy na co dzień. Na przykład o tym, gdzie się wychowaliśmy. Słuchamy tej muzyki od wielu lat i zdajemy sobie sprawę, że od zawsze towarzyszył jej jakiś ideologiczny background. Szanuję kapele, które są mocno zaangażowane w pewne tematy. Tak samo ludzi, którzy są wegetarianami, mimo iż ja lubię zjeść czasem golonkę. Można jednak pewne kwestie artykułować w sposób umiarkowany, nie nachalny. Czasem robi się to w taki sposób, że ludziom z zewnątrz odbiera się ochotę na słuchanie tej muzyki, na chodzenie na koncerty.

fot. Andrzej Banaś,

Wojtek: Jak ktoś nie ma co robić, nie ma się czym zająć, to szuka problemów na przykład tam, gdzie się kto wydał. Masz coś do zrobienia, to po prostu to robisz. Przedstawiasz swój produkt. Jak się komuś nie podoba, niech zrobi go lepiej. Chodzę na koncerty od 1996 roku. Na forach internetowych prawie w ogóle mnie nie ma. Uważam, że szkoda czasu na pierdolenie klawiszami. Można tam napisać cokolwiek. Zrób coś! Pokaż, co potrafisz! Wydaj płytę u kogoś innego! To jest tak samo, jak z ludźmi, którzy twierdzą, że Kaczyński jest zły, ale jak były wybory, to siedzieli w domu.
Tomek: Następną płytę wydamy sami, żeby nie było żadnych problemów.
Wojtek: Wydamy się tam, gdzie będzie się nam podobało.
Łukasz: Ludzie wychodzą z założenia, że jak paru gości gra w jakiejś kapeli, to oni są zorientowani we wszystkich tematach związanych ze sceną hardcore/punk. Mnóstwo moich kolegów nawet nie wie, co to jest Olifant. Po prostu przychodzą na koncerty.
Mam wrażenie, że dużo ludzi, którzy działają na dzisiejszej scenie hardcore/punk nie ma z tą muzyką nic wspólnego. Wykorzystują tę muzykę do tego, żeby lansować swoje poglądy. A co do jeszcze Olifanta, to trzeba Bosemu przyznać, że bardzo nam pomógł przy wydaniu tej płyty.

Na koniec powiedzcie mi, jak ważne jest w waszym życiu bycie kibicem? W waszych kawałkach chętnie nawiązujecie do tego tematu.
Łukasz:
Kibicuję Wiśle, ale Game Over bardziej jest kojarzony z Hutnikiem. W życiu każdego z nas klimat kibicowski odegrał ważną rolę. Dziś nie stawiamy już tego na pierwszym miejscu, ale sentyment pozostał. Interesuję się drużyną, ale nie jestem na każdym ich meczu.
Wojtek: Mój tata jest kibicem i jest zawiedziony, że nie jestem piłkarzem. Sam mi kiedyś powiedział, żebym zostawił piłkę, bo źle gram.
Każdy z nas jest kibicem jakiegoś klubu, ale na równi szanujemy wszystkich kibiców i Wisły, i Cracovii i Hutnika.

Rozmawiała KaśkaHCT

Dziękuję redakcyjnemu koledze Andrzejowi Banasiowi za udostępnienie zdjęć!

Losowe zdjęcia

Schizma hell_on_earth_tour_2009_rotunda_krakw_20090910_1523212393 konwencja_tatuau_we_frankfurcie_5-7_marca_2010_20100314_1051081680 kamil_mocet_terczyski_20111015_1965524194 1125_na_czochraj_bobra_fest_2011_20110722_1627775392 osc_20100201_1598421419 maciej_twarg_20110909_1394064221 Image00002 IMG_20200209_153755