Skontaktuj się z nami!   +48 511 991 135

Maciek ze studia Niuans: “Mogę już wybierać, co chcę tatuować”


Na jego prace trafiłem przypadkiem, przeglądając otchłań myspaca. Kilka prac przykuwało moją uwagę, ale bardziej zainteresowała mnie nazwa No Se. O ile ich muzyki nie znałem, o tyle nazwę – jako wielki fan wszelkiej maści punk rocka – kojarzyłem. Kapela będzie w końcu niedługo obchodzić 15-lecie swojego istnienia. Uznałem, że dobrze byłoby dopaść gdzieś gitarzystę, Maćka, który w czerwcu 2009 otworzył w Toruniu swoje studio tatuażu Niuans, a do tego jest mocno związany ze sceną hc/punk. Okazja do rozmowy trafiła się dość szybko.


Na myspacie macie kiepskie nagrania, podczas gdy na żywo wypadacie świetnie. Skąd taka rozbieżność?
Maciej Bojko: Sami nagrywamy, nie wydajemy pieniędzy na studio. Dlatego kawałki mają zupełnie inny dźwięk, jeśli słucha się ich na jakichś nośnikach. Koncerty są natomiast inne.
Wiadomo, że jeżeli ma się czas i pieniądze na studio, wszystko da się dobrze zrobić, odpowiednio ustawić. Nasza ostatnia sesja nagraniowa we wrześniu 2009 trwała cztery dni. Wszyscy pracujemy, dlatego takie spotkania są dla nas kłopotliwe. Pochodzimy z Bytowa, ale każdy z nas mieszka gdzie indziej: ja w Toruniu, gdzie prowadzę studio tatuażu, Grzesiek, basista, pracuje w Gdańsku, a perkusista Żwirek i wokalista Jasiu są nadal w Bytowie. Jeśli mamy zagrać koncert, to próbę musimy zrobić w weekend przed koncertem, bo poprzednią mieliśmy trzy miesiące temu. Gramy tak trochę na wariata. Nie wydajemy płyt, bawimy się muzyką. I będziemy to robić bez względu na to, co się będzie działo ze sceną.

No Se to jedyny zespół, w którym grasz?
– Teraz już tak. Kiedyś uczestniczyłem w wielu zespołach czy projektach. Z tego wszystkiego przetrwało właśnie No Se. Czułem, że warto to kontynuować.
Ostatnio zaczęliśmy eksperymentować z akustycznym projektem o nazwie Sylwetki. Jest to skład No Se i nasz realizator pan Niedodźwięki. Nagraliśmy jedną płytę, która jest do ściągnięcia w sieci, a teraz przygotowujemy materiał do drugiej, która będzie nieco bardziej eksperymentalna.

Jak widzisz łączenie stylistyki muzyki No Se, malarstwa i tatuażu?
– W każdej z tych rzeczy istnieje powiązanie związane ze sposobem wyrażania ekspresji.

Tegoroczna konwencja tatuażu w Łodzi to pierwsza impreza, na której wystawiało się twoje studio. Pierwsza konwencja i od razu nagroda. Zamierzasz powtórzyć sukces podczas zbliżającej się imprezy w Grudziądzu?
– Otrzymaliśmy nagrodę na samym końcu i był to dla nas bardzo miły akcent kończący naszą pierwszą niuansową konwencję. A w Grudziądzu nie wiem, co będzie…

Jak się czułeś na pierwszej swojej konwencji? Odnajdujesz się w tatuatorskim światku?
– Wcześniej jeździłem na konwencje prywatnie, żeby podpatrywać innych tatuatorów przy pracy. Teraz byliśmy już jako studio i mimo początkowej niepewności i stresu czuliśmy się bardzo pozytywnie. Impreza była dla mnie dość wyczerpująca z powodu czasochłonnych prac, jakie wykonywałem, ale też bardzo udana. Z perspektywy osoby, która wykonuje tatuaże na konwencji, mogę powiedzieć, że odnalazłem się w swoim boksie, bo tam spędziłem 90 proc. imprezy 🙂

Kim są twoi klienci?
– Kiedy otwierałem studio, tatuowałem każdego, by tylko utrzymać to miejsce. W tej chwili, terminy mam zajęte cztery miesiące do przodu. Mogę więc już trochę wybierać, co chcę robić. Poza tym przychodzą teraz do mnie ludzie, którzy są zainteresowani właśnie moimi pracami. Chcą zrobić rękaw czy plecy. I to jest świetne. Oni mówią mi mniej więcej, co chcą mieć wytatuowane, a ja dopytuję, doradzam, tak, by obie strony były zadowolone.
Jednak nie robię tylko swoich rzeczy, choć do tego dążę. Na razie muszę się jeszcze dopasować do klienta. Czasem, kiedy klient się uprze, moja rola ogranicza się do doradzenia, jak ułożyć wzór czy jaka powinna być jego wielkość. Studio istnieje od niedawna i wielu ludzi jeszcze o nim nie wie.

Kto ci pomaga w prowadzeniu studia?
– Dawid, który nie tylko rozmawia z klientami, zajmuje się sterylizacją i utrzymywaniem studia w porządku i czystości, ale jest też świetnym piercerem.

Jak w ogóle zacząłeś tatuować? Przeszedłeś od rysowania do tatuowania czy na odwrót?
– Wydaje mi się, że to się ze sobą zbiegło. Nie uważam, abym miał jakiś szczególny talent. W moim przypadku nie było tak, jak niektórzy myślą, że jak ktoś ma talent to od razu potrafi świetnie rysować. W technikum coś tam rysowałem. Ale umiejętności wypracowałem, dzięki temu, że tak sobie postanowiłem i poświęciłem temu wiele pracy. Po technikum postanowiłem iść w tym kierunku. Skończyłem wzornictwo na Wydziale Komunikacji Wizualnej w Koszalinie. Tatuować na poważnie zacząłem jakoś na trzecim roku studiów. Uczelnia i zdobywanie warsztatu plastycznego bardzo pomogły mi nabrać pewności w tatuowaniu. W ogóle ta szkoła bardzo dużo mi dała. Miałem tam kontakt z ludźmi którzy też rysowali, z wykładowcami, z twórczością w ogóle. Byłem wtedy zafascynowany Zdzisławem Beksińskim i postaciami z malarstwa, które w środowisku tatuażu są kultowe. Gdybym nie poszedł na studia, pewnie nadal siedziałbym w tych klimatach. Dzięki tamtym ludziom poznałem innych artystów, którzy też tworzyli świetne rzeczy, przeważnie kompletnie różne od tego czym inspiruje się świat tatuażu. Myślę, że to zmieniło mój sposób odbierania sztuki.

Również w dziedzinie tatuażu?
– Raczej malarstwa. Jest to moja największa pasja. Teraz, kiedy otworzyłem swoje studio, nie mam na to praktycznie czasu. Nad czym bardzo ubolewam. W każdym wolnym dniu, rozkładam jednak sztalugi i działam. Tych chwil jest niestety bardzo niewiele.
Jeżeli chodzi o tatuaż, przez okres studiów praktycznie nie dziarałem. Pierwsze lata nauki poświęciłem na malarstwo i rysunek. Dopiero na trzecim i czwartym roku zacząłem myśleć o tatuażu o wiele poważniej i zagłębiać się w kwestie sprzętowe i techniczne związane z tatuowaniem. Okazało się, że dziaranie może być naprawdę ciekawe zarówno w odniesieniu do rysunku i malarstwa, ale kwestie techniczne są o wiele trudniejsze do opanowania i potrzeba na to znacznie więcej czasu i determinacji.

Jak kształtowałeś te umiejętności?
Do wszystkiego doszedłem sam, przez co proces ten dość długo trwał. Podglądałem prace ludzi, obserwowałem, jak można tatuować lepiej.
W Koszalinie nie było studiów tatuażu, w których mógłbym się czegoś nauczyć. Bazowałem bardziej na oglądaniu gotowych tatuaży, porównywaniu ich ze swoimi i ocenie, co można zrobić lepiej. Tak naprawdę, dopiero teraz jestem w stanie się podszkolić. Z dnia na dzień widzę, co można robić lepiej. Gdy dziarasz raz czy dwa razy na tydzień, nie widzisz błędów, nie czujesz progresu w swoich pracach. Ale już w ciągu kilku miesięcy ciągłej pracy, zaczynasz
dostrzegać poprawę i to jest budujące, to znaczy, że może być coraz lepiej.

Preferujesz teraz robić tatuaże czarno-białe czy w kolorze?
– Mnie inspiruje malarstwo, czyli bardziej kolor. Jednak przeniesienie malarstwa z obrazu na skórę jest trudniejsze. Niby widzisz, jak powinno to wyglądać, ale „skopiowanie” tego na skórę nie jest takie proste, aby to wyglądało tak, jak trzeba. Dla mnie kolor jest wyzwaniem. Ale ja jestem dopiero na początku nauki tatuowania. Wszystko przede mną.

Rozmawiał Ernest

http://www.myspace.com/513855054

http://www.niuanstattoo.pl/

http://www.myspace.com/noxsepunk

 

Losowe zdjęcia

bulbulators_3_20120809_1120865416 good_old_days_20110609_1159160371 street_chaos_3_20120809_1157054739 sick_of_it_all_20110407_1667036937 Image00018 44323393_1015627278617302_1392050916982521856_n DSC5015 droog102510 288368462_5420676854629581_6972370243480454438_n